poniedziałek, 25 kwietnia 2016

UWIĘZIONA

Od 7 lat mieszkam w małym miasteczku, na zadupiu (przepraszam wszystkich, którzy kochają to swoje małe miasto, ale nie mogłam inaczej napisać bo ja go wprost NIENAWIDZĘ!!!!)
Mimo, że minęło już tyle czasu, to nigdy się tu nie zaaklimatyzowałam.
Moje serce zostało w miejscu mojego urodzenia i pomimo tego, że jakoś tu funkcjonuję, to nigdy nie poczuję się tu jak u siebie w domu.

Mam tu kilku znajomych, osoby do których zawsze mogę napisać, zadzwonić i które pomogą mi w potrzebie, do których mogę iść na kawę czy herbatę, wyżalić się (a uwierzcie mi, że są tacy, którzy już pewnie nie mogą słuchać mojego użalania się:P), porozmawiać albo zwyczajnie posiedzieć w milczeniu, ale mimo tego wszystkiego czuję się uwięziona.
Uwięziona w tym mieście:(
Na zadupiu:(

Chciałabym się stąd wyprowadzić, ale niestety pozostanie to tylko moim niespełnionym marzeniem, gdyż mój mąż nie chce słyszeć o przeprowadzce (a już na pewno nie tam, gdzie chciałabym ja).
Nie wiem dlaczego tak jest, bo wie o tym, że nie czuję się tu dobrze, duszę się i nie potrafię się odnaleźć.
Ot tak zwyczajnie postanowił, że NIE I KROPKA.

Były burzliwe dyskusje, kłótnie, prośby i (mój) płacz.
Mąż niestety pozostał niewzruszony.

Mam żal do niego o to...
Ogromny żal!!!!
Ale trzymam go sobie głęboko schowany w sercu.

Już się kłócę, nie proszę, nie płaczę.

Czekam...

Nie wiem na co?!

Ale czekam....


Mogłabym oczywiście odwiedzać swoje miasto (bo jest ok 15 km stąd), ale uwierzcie mi (kto ma dzieci i jeździ PKS-ami to wie, o czym piszę) wycieczka z dziećmi (wymiotującymi czasami), wózkiem, podręcznym bagażem z pieluchami, chusteczkami nawilżanymi, piciem, jedzeniem, folią przeciwdeszczową i parasolkami (w razie deszczu), kocem (w razie chłodu), woreczkami na wymiociny), swoją torebką, to już nawet nie wycieczka tylko WIELKA wyprawa.
I do tego, broń Boże, nie można tu mówić, o spontanicznym wyjeździe, tylko o poważnie przemyślanej i zaplanowanej z kilkudniowym (oczywiście!!!) wyprzedzeniem podróży.
Muszę wcześniej zrobić listę artykułów/przedmiotów, które trzeba spakować na drogę i rzecz jasna obserwować codziennie zmieniającą się prognozę pogody, żeby być przygotowana na każdą okoliczność i aby podczas podróży nic mnie nie zaskoczyło.

To nie to co podróż samochodem.
Pakujesz co trzeba.
Wsiadasz.
Jedziesz.
Wysiadasz.
Załatwiasz, co masz załatwić, odwiedzasz rodzinę, znajomych.
I wracasz!!!!
Ehhhhh


W takich chwilach wkurzona jestem na siebie i żałuję, że nie jeżdżę autem.

Tak, mam prawko!!!!
Wiele osób nawet pyta mnie dlaczego nie jeżdżę, skoro mąż jest za granicą, a samochód stoi pod blokiem.
I wiecie co???
Sama się dziwie.
Głupia jestem!!!!
Wiem, ale nie jeździłam tyle lat, że sama, bez męża na fotelu pasażera, mówiącego mi wrzuć 3, zwolnij, wciśnij sprzęgło (itp), a do tego z dziećmi na tylnym siedzeniu, nie dałabym rady i przede wszystkim bałabym się.

Może kiedyś odważę się, wziąć kilka lekcji "ELKĄ", a później jak się da, to naszym autem i może wreszcie poczuję się choć trochę mniej uwieziona.
Tak....
Może kiedyś.....
http://werciaku.pinger.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz