środa, 20 kwietnia 2016

CODZIENNOŚĆ

Kilka dni temu mąż wyjechał za granicę, za tzw. „chlebem”.
Myślałam, że nie będę mogła spać w nocy (bo śpię w łóżku bez niego tylko wtedy, gdy wyjeżdżam sama na kilka dni z dzieciakami do mojej mamy na ferie lub wakacje lub gdy śpię z młodszą córką jak ma temperaturę albo wymiotuje), ale o dziwo sypiam jak dziecko.

Bywa nawet tak, że po przebudzeniu mogę powiedzieć, że się wyspałam (o ile można być wyspanym, gdy budzik wyrywa z sennego letargu o 5:30 i codzienność oraz szkoła córki nie pozwalają mi niestety na wstawanie później) J

Zaczynam dzień od ogarnięcia swojego łóżka.
Później myję się i poprawiam urodę (cudów nie ma, ale robię co mogę) za pomocą makijażu (korzystając, że łazienka jest pusta, bo dzieci jeszcze śpią).
Zdarza się, że zaraz po moim wejściu do łazienki budzi się młodsza córa, wiec odrywam się od swojego rytuału i idę zagrzać jej kasze manna z mlekiem i włączam bajkę.
Wracam do łazienki.
Kończę make up, układam lub związuje włosy i budzę starsza córkę.
Idę robić śniadanie i jednocześnie (będą prawie w kilku miejscach na raz) ubieram młodsza córkę, ściele jej łóżko i myje ząbki.
Starsza córka dociera powoli (bardzo powoli) na śniadanie.
Ja w międzyczasie (oczywiście przeważnie w biegu) jem śniadanie i szykuje jakieś jedzonko do szkoły i coś do picia dla pierworodnej.
Oczywiście wszystkie ciuchy (swoje i dzieci) szykuje poprzedniego wieczoru, bo gdybym to wszystko chciała zrobić rano to musiałabym wstać przynajmniej o 4.

Gdy już wszyscy są umyci, ubrani i uczesani i jedzenie do szkoły spakowane, jesteśmy gotowe do wyjścia.
Zaprowadzam straszą córkę do szkoły, a później w miarę potrzeby idę na zakupy albo załatwiam sprawy na "mieście" bądź jak inni mówią "w centrum miasta".

Ostatnio, ktoś ze znajomych spytał mnie jak sobie radze?
Zastanawiałam się dłuższą chwile co mu odpowiedzieć.
Chodzi o to, że w sumie moje życie po wyjeździe męża zbytnio się nie zmieniło.
Dzieci przeważnie i tak ciągałam wszędzie ze sobą gdy miałam coś załatwić (bo albo mąż pracował, albo miał coś ważnego do załatwienia i nie mógł się nimi zająć), w domu też robię to samo co robiłam do tej pory.
Jedyne co doszło do moich obowiązków to zakupy.
Tak, mąż bardzo odciążał mnie w zakupach.
To fakt.
Wyręczał mnie w kupowaniu dosłownie wszystkiego (z kremami, tuszami do rzęs, artykułami higienicznymi (czytaj podpaskami) włącznie). 
Wystarczyło tylko, że powiedziałam, iż coś by się przydało kupić, albo że czegoś mi potrzeba, a przy najbliższej okazji mój mąż spełniał moje drobne (podkreślam DROBNE!!!!) zachcianki.

Z jednej strony to dobrze, bo nie musiałam chodzić codziennie z siatkami i przepychać się z młodszą córką w wózku między regalami w sklepie.
Z drugiej strony to jednak nie było takie fajne, bo nie miałam kompletnie pojęcia, co ile kosztuje.
Stałam się tak trochę odcięta od rzeczywistości, uzależniona od męża i pozbawiona przyjemności chodzenia samemu po sklepach.

Teraz zakupy nie są co prawda przyjemnością, a obowiązkiem, ale nie narzekam.
Robię listę i kupuje codziennie po kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

A gdy wrócę już z zakupów to robię sobie kawę i kładę spać młodszą córkę.

Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale siadam wtedy i aż głupio się czuje, bo nie mam nic do roboty.
Normalnie nie wiem co mam ze sobą zrobić!!!
Usilnie zastanawiam się, czy o czymś nie zapomniałam????
Myślę, czy do obiadu jest wszystko przyszykowane?
Czy nie mam akurat czegoś do posprzątania, ogarnięcia.

Gdy dociera do mnie, że jednak nie muszę nic robić, siadam wygodnie na łóżku z kubkiem letniej bądź całkowicie zimnej już kawy i celebruję chwilę ciszy i spokoju czekając, aż moja małoletnia obudzi się z drzemki.

Nie zdarza się to jednak codziennie, gdyż przeważnie w tej wolnej chwili sprzątam łazienkę, szykuję obiad albo pomagam odrobić lekcje starszej córce (bo jak młodsza nie śpi, to ciężko jest się skupić na zadaniu).

Po zadaniu obiadek.
No i wiadomo mycie naczyń po obiedzie!!!!

Dziewczyny mają popołudniami czas na zabawę, grę na komputerze czy oglądanie tv.
Gdy jest ładna pogoda trzeba jeszcze znaleźć czas na wyjście na rower, spacer czy plac zabaw!!!

Czasami uda mi się uszczknąć chwilę dla siebie i ćwiczę z moją killerką Ewą Chodakowską!!!! Niestety brak mi czasu na systematyczność (jak już pisałam gdzieś wcześniej).

Wieczór to jeden wielki rytuał, który zaczyna się około godziny 18 kąpielą.
Później kolacja, mycie zębów i czytanie przed snem.
Dzieci zasypiają zazwyczaj ok godziny 20 max 20:30 i wtedy zabieram się za przygotowywanie ciuchów na następny dzień, robienie listy zakupów, planowanie dnia, czasami prasowanie czy gotowanie zupy (jeśli mam następnego dnia coś do załatwienia i wiem, że nie będę miała czasu rano ugotować).

Mój dzień kończy się najczęściej między godziną 22 a 23, gdy padam na łóżko wyczerpana i nawet nie wiem kiedy odlatuję w krainę snów......

http://mamaklub.pl/artykul/matka-polka-kto-to-taki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz