Od podstawówki miałam kilka przyjaciółek, które mimo upływu czasu nadal przyjaciółkami pozostały (poza jedną, która zmieniła się nie do poznania) i chociaż nie widujemy się i nie rozmawiamy tak często jak kiedyś, to nadal wiedza o wszystkich moich życiowych radościach i troskach, i to własnie do nich dzwonie lub pisze, gdy coś ważnego wydarzy się w moim życiu.
Przeżyłyśmy razem cudowne przygody, niezapomniane imprezy, wchodziłyśmy razem w okres dorastania, buntu i używek.
Wraz z pójściem do szkoły średniej nabyłam tez kolejna przyjaciółkę, która tak jak i te z podstawówki jest nadal bliska memu sercu.
---
Zawsze byłam kochliwa i do dziś pamiętam nazwisko swojej pierwszej wielkiej miłości z podstawówki.
Szkoła średnia przyniosła mi nowe znajomości, a co za tym szło nowe LOVE STORY.
Miałam opinie dziewczyny zmieniającej facetów jak rękawiczki, bo moja lista była bardzo, bardzo długa, ale z wieloma chłopakami spacerowałam tylko za rękę (z niektórymi nawet nie), całowałam się z nielicznymi, a seks uprawiałam (tylko albo aż) z sześcioma z nich.
Swoją niewinność straciłam w wieku 15 lat (chyba jako pierwsza z naszej paczki) z chłopakiem, z osiedla, starszym ode mnie, który był moją miłością, ale ja niestety byłam dla niego tylko kolejnym trofeum. Zawsze miałam do niego słabość i przez to osiągnął swój cel.
Czy żałuje?
Nie.
I nigdy nie żałowałam.
Ciesze się, że to właśnie ON był tym moim pierwszym:)
Czy przez to stałam się bardziej dorosła?
Nie.
Zrozumiałam tylko, że nikogo nie da się zmusić do miłości, nawet oferując mu swoje ciało.
Stałam się przez to na pewno mądrzejsza.
Nigdy nie byłam "łatwa".
Zawsze śmiałam się, że aby zaciągnąć mnie do łóżka trzeba się ze mną nachodzić.
Nie było to tak, że byłam z jakimś chłopakiem tydzień i już lądowałam z nim w pościeli.
O nie!!!!
To musiał być długotrwały związek (no, przynajmniej kilkumiesięczny).
A wytrzymać ze mną nie było łatwo (uwierzcie mi) i wytrwali tylko nieliczni :D
Miałam dwa takie prawdziwe, długie związki.
Jeden trwał 2,5 roku, a drugi trwa do dziś (czyli 2 lata przed ślubem i 7 po).
O małżeńskim życiu może kiedyś napiszę, a na razie....
Wspomnień czar....
---
Nie wiem jak to robiła moja mama, że miała do mnie tyle zaufania, ale w wieku 15 lat chodziłam na imprezy (w roku szkolnym średnio 2 razy w miesiącu, na wakacjach 1-2 razy w tygodniu), na drugi koniec miasta i wracałam nad ranem, w różnym stanie upojenia alkoholowego, ale zawsze z tymi samymi babeczkami (nawet nazwałyśmy się CIPSKŁAD).
Nie było telefonów komórkowych, a mimo to mama nie stała pół nocy w oknie i nie czekała na mój powrót (chociaż wielokrotnie mówiła mi, że nie spała dopóki nie usłyszała odgłosu przekręcającego się zamka w drzwiach).
Nie obwąchiwała mnie też po powrocie (a miałaby z czego, bo święta to ja nie byłam).
Czasy wtedy były inne.
Nie było narkotyków (przynajmniej nie tak dostępnych jak teraz).
Pamiętam, że zawsze idąc tańczyć zostawiałyśmy niedopite piwa (tak, tak w wieku 15 lat! Przecież pisałam że święta nie byłam!) na stoliku, a torebki w loży, a gdy wracałyśmy po jakimś czasie, dopijałyśmy piwo do końca (i nikt nam nie wrzucał tam pigułki gwałtu czy innego świństwa), a nasze rzeczy leżały na miejscu.
A teraz, strach zostawić gdzieś piwo, nie mówiąc już o torebce!!!!
Zdarzało mi się:
* całować na jednej imprezie z kilkoma facetami (nie jednocześnie oczywiście, ale się zdarzało),
* całować się z dziewczyną,
* wymiotować, niekoniecznie do ubikacji (raz musiałam do kosza na śmieci, gdyż wszystkie toalety były zajęte, a w zasadzie to obok kosza, bo do kosza wymiotowała właśnie jedna z moich przyjaciółek i obie na raz nie dałyśmy rady),
* oddawać mocz w różnych dziwnych miejscach (pod balkonami, miedzy samochodami itp.), o różnych porach roku, w drodze powrotnej do domu,
* spać w ubraniu i makijażu czyli w tzw. opakowaniu,
* nie pamiętać połowy imprezy, albo drogi do domu,
* nie pamiętać niczego, a do tego dwa następne dni przeleżeć w łóżku, od czasu do czasu biegając do wc, by przytulić kibelek i wyrzucić z siebie to, co akurat znajdowało się w moim żołądku (a najczęściej były to tylko płyny), obiecując sobie za każdym razem, że NIE PIJE DO ODWOŁANIA (wytrzymywałam max tydzień czasami dwa),
* wypić kilka różnych drinków na imprezie, co skutkowało później... (czytaj punkt wyżej),
* podrabiać szkolną legitymację, żeby mnie wpuścili na dyskotekę,
* palić fajki paczkami (zwłaszcza na imprezach),
* palić trawkę, mieć dziwne jazdy po niej i śmiechawki.
Innych narkotyków nie próbowałam i jakoś nigdy nie byłam ich ciekawa. Nie żałowałam też, że ich nie spróbowałam.
Z każdej imprezy wracałam zadowolona, w stanie nieważkości (o różnym stopniu jej natężenia) i wytańczona.
Nigdy nie byłam spisana, ani przywieziona do domu przez Policje!!!
Ehh trochę długa ta lista moich grzechów młodości.
No cóż, przynajmniej jest co wspominać, gdy spotykam się z dziewczynami.
Nie jestem może dumna z siebie i z tego co robiłam i mam nadzieje, że moje dzieci takie nie będą, ale wiem z własnego doświadczenia, co robią nastolatki na imprezach.
Teraz nie pije często, a jak już, to tylko w małych ilościach i uważam, że swoje już w życiu wypiłam i wybawiłam się będąc nastolatką.
---
Były też czasy studenckie, chociaż nie było to życie takiego prawdziwego studenciaka tylko zaocznego.
Ale działo się!!!!
Oj działo!!!
Były imprezy zakrapiane, co drugi weekend, od piątku do niedzieli, z przerwami na zajęcia na uczelni oczywiście jak na studentkę przystało.
Był facet (ten z którym byłam 2,5 roku). Pochodził on z mojego miasta i studiował na tej samej uczelni co ja. Zerwałam z nim. W zasadzie, to już jakiś czas nam się nie układało, ale byłam z nim, bo woził mnie na zajęcia. Wiem, wiem, że brzmi to dziwnie, ale bałam się, że sama sobie nie poradzę z dojazdami na studia (autobusami lub pociągami).
Na szczęście poszłam po rozum do głowy i zostawiłam go.
Zrezygnował ze studiów jakiś czas później i wyjechał do USA.
Był urwany film, interwencja kogoś z recepcji internatu, w którym odbywała się nasza imprezka integracyjna, rzyganko i nawet spanie na sedesie.
Był obóz letni nad jeziorem, na którym i tak nie nauczyłam się pływać, spanie w namiotach, okopywanie się przed deszczem, trzymanie warty, rozpływki w lodowatej wodzie o 7 rano, ciepła woda pod prysznicem tylko po wrzuceniu monety, tańce integracyjne, seansy filmowe pod gołym niebem, spływy kajakowe w deszczu i rejs łódkami, na którym zgubiłam majtki od stroju kąpielowego i do dziś nie mam pojęcia co się z nimi stało (najlepsze jest to, że nawet nie miałam okazji go założyć, tylko trzymałam go w plecaki w razie potrzeby).
Był też obóz zimowy, na którym nauczyłam się jeździć na nartach w stopniu podstawowym, były odwołane zajęcia z powodu roztopionego śniegu i padającego deszczu, a w zamian za to zajęcia na basenie, były dyskoteki i zabawy integracyjne.
Były wycieczki krajoznawcze na Węgry i na Słowację.
A wszystko to zakrapiane było morzem alkoholu i przepalone ilością wypalonych papierosów liczoną chyba w kartonach!!!
To były trzy wspaniałe lata z super ekipą.
Nie było jednak czegoś, co na studiach powinno być priorytetem, a mianowicie nauki:)
W tygodniu pracowałam, więc nie bardzo miałam ochotę na naukę, a będąc na zjeździe było tyle ciekawych spotkań, rozmów, imprez, że szkoda było mi tracić czas na naukę.
W zasadzie to ledwo udawało mi się pozaliczać każdy egzamin i semestr (i to oczywiście dopiero w sesji poprawkowej) i działo się to przeważnie dzięki pomocy kolegów i koleżanek z roku, którzy albo mi podpowiadali, albo podsyłali ściągi.
Jedynego egzaminu, w którym nikt nie mógł mi w niczym pomóc, to egzamin z pływania.
Musiałam się wybrać na przyśpieszony kurs. Wzięłam więc kilka lekcji i pojechałam na egzamin poprawkowy. Na szczęście udało mi się go zaliczyć i dzięki temu dostałam się na 2 rok studiów (na którym poznałam swojego obecnego męża).
Później było już tylko z górki i w taki oto sposób udało mi się prześlizgnąć przez cały licencjat.
Na tym niestety zakończyła się moja edukacja.
Miałam pracę, ulokowałam wreszcie uczucia w jednym partnerze, który (jak mi się wtedy wydawało był ideałem).
Ustatkowałam się.
A potem był ślub, kredyt, mieszkanie i dzieci...
| http://w-spodnicy.ofeminin.pl/Tekst/Babskie-sprawy/530716,1,Niebezpieczenstwa--impreza-niebezpieczenstwa.html |
