Ten tydzień mnie przeczołgał.
Już w środę jakiś kaszel mnie dopadł i chrypa.
W czwartek zaczęło boleć mnie gardło i z każdą kolejną godziną bardziej opadałam z sił.
Jednak piątek to był kulminacyjny moment tego tygodnia.
W pracy już ledwo przebierałam nogami.
Miałam delire, bolała mnie głowa, byłam słaba i na zmianę było mi zimno, a za chwilę gorąco.
Od środy leciałam na fervexie i lekach na ból gardła.
No i poskładało mnie wieczorem.
Padłam o 18 ledwo ciepła.
Bolało mnie ciało, nogi.
Budziłam się co pewien czas, na zjedzenie bułki z czosnkiem, wypicie fervexu czy wysikanie się.
Obudziłam się następnego dnia po 9.
Bolaly mnie plecy i byłam słaba ale wstałam i z zabrałam się za śniadanie.
Później ogarnęłam klatkę schodową za sąsiadkę i przyniosłam zimowe buty z piwnicy, a wyniosłam letnie.
Spociłam się przy tym jakbym co najmniej wyciskała siódme poty na siłowni, albo przebiegła maraton.
A miałam nic nie robić w weekend 🤦
Popołudniu się wykąpałam, nałożyłam toner na wlosy, rozścieliłam łóżko, nałożyłam hennę na brwi.
Od razu się poczułam zdrowsza 🤣
Gdy udało mi się położyć do łóżka było już po 20 🤷
Jednak gardło mnie trochę piecze jeszcze.
I poddusza mnie kaszel 🤷
Ale moze jutro będzie lepiej ......

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz