Pranie, jak nigdy piętrzyło się w koszu z brudną bielizną czekając, aż ktoś łaskawie uruchomi pralkę.
Ciuchy po praniu dłużej niż zwykle wisiały na suszarce.
Podłoga w przedpokoju dziwnie się lepiła, bo coś (nie wiadomo co i kiedy) się na nią wylało.
Resztki z gumki do mazania i obierki ze strugawki walały się po dywanie w pokoju dziewczynek.
Kurz leżał na meblach.
Brudne naczynia każdego dnia piętrzyły się od rana do samego wieczora i o mało co, nie wyszły same ze zlewu.
Dodam jeszcze, że dziewczynki były chore, siedziały w domu, więc nasze życie kręciło się wokół terapii antybiotykowej (dawki leków starałam się podawać o czasie tj co 12h, choć to także tym razem mi jakoś nie wyszło), podawaniu jogurtów, probiotyków, owoców i soków, a także mierzeniu temperatury i podawania leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, odpisywaniu lekcji, na których pierworodna nie była, a popołudniami dochodziły jeszcze zadania domowe.
Na domiar złego nic nie układało się po mojej myśli.
Wizyty lekarskie (3 w ciągu 10 dni) przeciągały się i trwały w nieskończoność, bo przecież swoje trzeba odsiedzieć w poczekalni.
Tak więc ja, perfekcyjna pani domu odpuściłam sobie sprzątanie i obowiązki domowe bo brakowało mi czasu, ale czy stałam się przez to szczęśliwsza?
Nie powiedziałabym.
Mam wrażenie, że ten syf tylko dodatkowo mnie wkurzał!!!
Nie dość, że dzieci przez 10 dni siedziały w domu i wchodziły mi na głowę, czas pędził nieubłaganie, to jeszcze ten bajzel doprowadzał mnie do szału.
Teraz już wiem, że aby być choć trochę spokojniejsza i mniej zestresowana, a co za tym idzie SZCZĘŚLIWSZA muszę sobie najpierw posprzątać!!!!
TYLE!!!!
http://www.opowiastka.com/jaka-niespodzianke-przygotowala-zona-dla-meza-mial-chyba-nauczke-na-cale-zycie/

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz