piątek, 30 września 2016

NIEŁAD ARTYSTYCZNY

W tym tygodniu w naszym domu panował dziwny nieład artystyczny.
Pranie, jak nigdy piętrzyło się w koszu z brudną bielizną czekając, aż ktoś łaskawie uruchomi pralkę.
Ciuchy po praniu dłużej niż zwykle wisiały na suszarce.
Podłoga w przedpokoju dziwnie się lepiła, bo coś (nie wiadomo co i kiedy) się na nią wylało.
Resztki z gumki do mazania i obierki ze strugawki walały się po dywanie w pokoju dziewczynek.
Kurz leżał na meblach.
Brudne naczynia każdego dnia piętrzyły się od rana do samego wieczora i o mało co, nie wyszły same ze zlewu.
Dodam jeszcze, że dziewczynki były chore, siedziały w domu, więc nasze życie kręciło się wokół terapii antybiotykowej (dawki leków starałam się podawać o czasie tj co 12h, choć to także tym razem mi jakoś nie wyszło), podawaniu jogurtów, probiotyków, owoców i soków, a także mierzeniu temperatury i podawania leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych, odpisywaniu lekcji, na których pierworodna nie była, a popołudniami dochodziły jeszcze zadania domowe.
Na domiar złego nic nie układało się po mojej myśli.
Wizyty lekarskie (3 w ciągu 10 dni) przeciągały się i trwały w nieskończoność, bo przecież swoje trzeba odsiedzieć w poczekalni.

Tak więc ja, perfekcyjna pani domu odpuściłam sobie sprzątanie i obowiązki domowe bo brakowało mi czasu, ale czy stałam się przez to szczęśliwsza?
Nie powiedziałabym.
Mam wrażenie, że ten syf tylko dodatkowo mnie wkurzał!!!
Nie dość, że dzieci przez 10 dni siedziały w domu i wchodziły mi na głowę, czas pędził nieubłaganie, to jeszcze ten bajzel doprowadzał mnie do szału.
Teraz już wiem, że aby być choć trochę spokojniejsza i mniej zestresowana, a co za tym idzie SZCZĘŚLIWSZA muszę sobie najpierw posprzątać!!!!
TYLE!!!!

http://www.opowiastka.com/jaka-niespodzianke-przygotowala-zona-dla-meza-mial-chyba-nauczke-na-cale-zycie/

poniedziałek, 26 września 2016

Zmiany

Ostatnio miałam gorsze dni, w ciągu których moje oczy były wielokrotnie oczyszczane łzami, a skóra na moim nosie wytarła się do granic wytrzymałości.
Pozwoliło mi to jednak na spojrzenie z boku na swoja beznadziejna sytuacje życiowa, w której się obecnie znajduję czyli tzw. CZARNĄ DUPĘ!!!!!!
Nasunęły mi się więc pewne wnioski:

1. Skoro nie mam odwagi (bo nie mam), by porozmawiać z mężem i powiedzieć mu o swoim problemie związanym z życiem tu, muszę nauczyć się jakoś normalnie funkcjonować bez serwowania sobie co jakiś czas takiej chorej huśtawki nastrojów.

2. Muszę zacząć COŚ robić żeby nie zwariować, a przy okazji mieć czas na obowiązki domowe i przede wszystkim na lekcje z pierworodną.

Nie będzie mi łatwo przyzwyczaić się do tego miasta, ale naprawdę lubię mieszkanie, w którym mieszkam, sąsiadów których mam, bliskość do szkoły i przedszkola, znajomych, których mam wokół siebie tutaj i którzy potrafią mnie pocieszyć i kopnąć w tyłek, gdy wymaga tego sytuacja.
Ostatnio nawet z przerażeniem zauważyłam, że znam tu coraz więcej osób, a przecież gdy się tu wprowadziłam 7 lat temu, nie znałam nikogo!!!!!
Jak ja tu kurde mogłam wtedy wytrzymać?
Nie wiem, ale wytrzymałam.
Jakoś żyje, więc może nie będzie tak źle.

Pora chyba na nowy rozdział mojego życia i na rozwijanie swoich zainteresowań ale o tym już w kolejnym poście. :)


http://zszywka.pl/p/nowy-rozdzial-w-zyciu-4976051.html
http://drea?msislife.pinger.pl

wtorek, 13 września 2016

SFRUSTROWANA

Coraz częściej zastanawiam się, co mam dalej robić ze swoim życiem.
Teraz, gdy młoda poszła do przedszkola bardzo często słyszę pytanie "Będziesz teraz szukać pracy?"
Wkurza mnie to!!!!
A co ja takiego mogę robić?
Owszem, mogę przedłużyć czas pobytu młodej w przedszkolu do 16, a co później?
Przecież wszyscy w urzędzie pracować nie mogą!!!! (Chociaż nie ukrywam, że bym chciała. Niestety, idąc na studia jakoś o tym nie pomyślałam, więc o pracy w urzędzie to mogę zapomnieć!!!!)
A co tu można robić do 16?

Nic mi w życiu nie wychodzi.
Jeszcze nie ma jesieni a ja już łapie doła!!!!!!!!!!

Do tego jeszcze pierworodna tak mi działa na nerwy, że wczoraj wieczorem wybuchłam.
W jej kierunku poleciały różne epitety, których ja sama nigdy nie chciałabym od nikogo usłyszeć :(
Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Czuję dużą presję, którą sama sobie narzucam.
Chciałabym być fajną, dobrą matką.
Chciałabym mieć czyste, wysprzątane mieszkanie.
Chciałabym zawsze mieć na obiad coś, co każdy zjadłby ze smakiem, bez marudzenia, proszenia i bez krzyków.
Chciałabym być dobrą żoną.
Chciałabym mieć czas w ciągu dnia, by każdemu z osobna poświęcić choć chwilkę. Młodej po przedszkolu, pierworodnej po szkole pomóc w lekcjach, a dla męża wieczorem.

Brak mi czasu dla dzieci, mimo że siedzę w domu i nie pracuję zawodowo to ciągle mam cos do zrobienia, załatwienia.
Brak czasu dla męża bo wieczorami najczęściej prasuję, a gdy tylko się położę zasypiam nawet nie wiem kiedy.
Brak mi czasu dla siebie. Ale co ja mogłabym zrobić dla siebie? Nie potrafię odpoczywać. Nie potrafię nic nie robić wiedząc, że mam bałagan albo obiad nie zrobiony albo jeszcze coś innego.



***
Rozmawiałam wczoraj wieczorem z mamą.
Opowiadałam jej, jak wyglądał mój dzień.
Że wstałam przed 6 i już od rana krzyczałam na pierworodną, bo nigdzie jej się nie spieszy i ma na wszystko czas. Spędziła 40 minut w łazience, po czym wyszła po godzinie 7 i oznajmiła, że się umyje i ubierze później, bo teraz chce płatki zjeść!!!!
Że od rana robiłam wszystko w biegu włącznie z myciem się, ubieraniem, gotowaniem zupy, jedzeniem i szykowaniem młodej do przedszkola.
Że zaprowadziłam pierworodną do szkoły, a młodą do przedszkola na 8, goniąc do domu, żeby powiesić pranie i ogarnąć mieszkanie po weekendzie.
Że po 11 stałam już pod drzwiami przedszkola, w razie gdyby młoda bardzo płakała i nie dawała dzieciaczkom spać, po czym odebrałam ją dopiero przed 13
Że dałam zupę młodej i musiałam zorganizować jej czas, by nie przeszkadzała starszej w odrabianiu zadania
Że po szkole odrabiam lekcje z pierworodną
Że obiad był też jedzony w pośpiechu
Że po biedzie umyłam naczynia i szykowałam się do wyjścia z domu
Że pierworodna poszła na lekcje tańca, a ja z młodą do biblioteki i na spacer po mieście
Że odebrałam pierworodną i goniłyśmy do domu, żeby się wykąpać i położyć do łóżek
Że po kolacji trzeba było jeszcze ogarnąć dom i przygotować ciuchy na następny dzień i wyprasować stertę rzeczy
Że nie mam siły.

Mama wysłuchała mnie po czym powiedziała, żebyśmy się przeprowadzili do miasta, w którym ona mieszka, to mnie trochę odciąży, pomoże.

Rozbiło mnie to :(

Co ja tu do cholery robię?????

Bez pomysłu na dalsze życie, na siebie.
Bez perspektyw.
Bez nadziei na to, że kiedyś wrócę do rodzinnego miasta.
Bez siły i ochoty na cokolwiek.


Jestem rozdarta między tym co tu mam, a tym co mogłabym mieć gdzie indziej.

Szukam pomysłu na siebie, sposobu na dalsze życie, staram się przyzwyczaić do funkcjonowania tu, gdzie mieszkam.
Podjęcie jakiejkolwiek pracy przeraża mnie, bo nie mam tu nikogo, kto pomógłby mi przy dzieciach po 16, w razie choroby dzieci, w ferie, święta i wakacje.

https://redro.pl/naklejka-xn-smutna-buzka-vtl8b9epcvttu5ezadx0a9u,18626295



niedziela, 4 września 2016

O TRUDNYCH POCZĄTKACH

Pisałam jakiś czas temu, że oduczałam młodą od smoczka i że próbujemy by spała w dzień bez pieluszki.
Wszystko się pięknie udało bez zbędnego płaczu, rozpaczy czy krzyków.
Robiłam to po to, by przygotować ją do przedszkola.
Całe wakacje opowiadałam jej ile tam jest zabawek, ile dzieci i jak jest fajnie.
Tuż przed rozpoczęciem roku pokazałam jej wyprawkę z przyborami plastycznymi, kołderką i podusią do spania. Mówiłam też jak mniej więcej wygląda dzień, że jest śniadanie, dużo zabawy, później zupka, a po niej położy się na swoją ulubioną podusie z Myszką Minie i poleży chwilę albo pośpi. Jak się obudzi to po nią przyjdę.
Wszystko pięknie wyglądało tylko w opowieściach i w moich wyobrażeniach!!!!
Rzeczywistość była niestety inna.

Mąż zaprowadził młodą do przedszkola 1 września.
Były już prawie wszystkie dzieci i kilka brzdącow płakało. Młoda była dzielna. Bardzo dzielna!!! Nie płakała i nawet pomachała tacie przez okno na pożegnanie. Przyszłam po nią po niecalych 4 godzinach i byłam przerażona tym co zobaczyłam i usłyszałam. Moje dziecko było splakane, zachrypniete, rozżalone a pani przedszkolanka powiedziała, że poplakiwala cały czas. Byłam zdenerwowana i w końcu płakałam razem z młodą w drodze do domu żałując, że ją w ogóle puściłam do przedszkola. W domu zaczęły się rozmowy na temat tego jak było i co robiła w przedszkolu. Oczywiście młoda nie chciała rozmawiać na ten temat i płakała co chwilę. Mówiła, że nie chce iść do przedszkola, że chce być z mamą. Słysząc takie rzeczy od dziecka, z którym spędzałam dotąd 24 godziny na dobę i nie rozstawałam się ani na chwilę sprawiło, że cały wieczór nie mogłam się pozbierać i płakałam razem z nią. Starałam się jakoś namówić ją, pokazać że przedszkole może być fajne i zapewnić, że ją kocham i że przyjdę po nią na pewno, tak jak pierwszego dnia.
Moje rozmowy nie przyniosły zamierzonego rezultatu. Płakała cały wieczór i co chwilę powtarzała, że nie chce iść do przedszkola.
Gdy młoda zasneła zaczęłam pisać do koleżanki, która jakiś czas temu przerabiała to z synem, a w tamtym roku ponownie z córką. Dała mi dużo rad, z którymi na początku nie chciało zgodzić się moje serce mimo, że rozum podpowiadał mi, że muszę to zrobić. Ponieważ ona także musiała walczyć o to, żeby dzieci chodziły do przedszkola i zasiegała rad innych osób w jaki sposób ma je do tego nakłonić, postanowiłam zastosować się do tych wskazówek.
Na początek tata przez jakiś czas będzie młodą zaprowadzał, a po drugie na pewno będę ją odbierać szybciej. Przed lub po zupie. W zależności od tego, czy będzie płakać przez dzień.
Spanie w przedszkolu na razie sobie odpuścimy.
Powtarzam sobie co chwilę, że to dla jej dobra, że tam nauczy się o wiele więcej niż w domu i że nie dzieje jej się żadna krzywda, a to że płacze i że nie chce do przedszkola iść to dlatego, gdyż zaszły w jej życiu ogromne zmiany, na które nie była gotowa i jest to dla niej trudne tym bardziej, że musi poradzić sobie z tym bez pomocy mamy.
No a mama też musi sobie poradzić z tym, że jej malutka kruszynka nie jest już taka całkiem malutka i są rzeczy, które będzie robiła bez mamy.

Drugiego dnia pożegnałam młodą w domu i poszłam do szkoły odprowadzić pierworodną.
Mąż wyszedł z domu z młodą jakiś czas po nas. Po drodze szli, podskakiwali, żartowali, śmiali się. Gdy weszli do przedszkola zostali przywitani rozpaczą prawie wszystkich maluchów. Młodej się udzieliło i dołączyła do tej rozpłakanej gromadki. Złapała tatę za nogę i prosiła, żeby jej nie zostawiał. Dobrze, że mnie tam nie było, bo na pewno bym jej nie zostawiła. Nie dałabym rady.
Ponieważ obiecałam jej, że przyjdę po zupce to pod drzwiami przedszkola czekałam już pół godziny wcześniej nasłuchując czy nie płacze. Towarzyszył mi mąż.
Byłam w siódmym niebie, gdy zobaczyłam przez uchylone drzwi że ładnie się bawi.
Pani przedszkolanka powiedziała nam, że młoda zwymiotowała po śniadaniu i że to chyba z tego płaczu i stresu.
Odczekaliśmy więc, aż mała zje zupkę i zabraliśmy ją uśmiechnięta do domu.
Gdy pytaliśmy jak było, to mówiła, że fajnie ale że nie chce tam chodzić.
Na weekend odpuściliśmy rozmowę na temat przedszkola ale wrócimy do niej w niedzielę wieczorem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo. Wiem też, że przyzwyczajenie się do przedszkola może potrwać jeszcze tydzień, miesiąc a nawet kilka miesięcy. No ale może jakoś damy radę!!!
A przynajmniej mam taką nadzieję :)

I jeszcze coś dla mam, które czeka to samo w niedalekiej przyszłości:

Na pierwszy dzień do przedszkola :)

Mamuś, wstajemy! Załóż mi proszę wygodne dresy i kapcie, których nie będę musiał wciskać siłą. Zostaw w szatni coś na przebranie – wiesz, czasem łyżka tańczy w zupie, czasem żal mi zostawić w sali zabawki i… toaleta tak daleko wydaje się wtedy. Mamuś, wiem, że moje pójście do przedszkola przeżywasz bardziej niż ja. Jestem twoim skarbem, kruszynką, maluszkiem, żabką, księżniczką, misiaczkiem… wiem mamciu wiesz co, muszę ci powiedzieć, że nam obojgu będzie trudno się rozstać. Ale tylko na początku, kilka dni. No może kilka, kilka. I wiesz co, mamciu? Może przyjść mi do głowy (najczęściej w przedszkolnej szatni) kurczowe trzymanie się twojej nogi, trzymanie twoich rąk, błaganie, żebyś mnie nie zostawiała, nie porzucała, nie odchodziła beze mnie! Mamciu bądź silną kobietą – twoja siła ducha pomoże mi oswoić się z nową sytuacją. Dokonałaś dobrego wyboru! Nie ma nic piękniejszego niż szansa mojego rozwoju wśród rówieśników. Zobaczysz, jeszcze zaskoczę cię mamciu wierszykiem wypowiedzianym z pamięci…piosenką zaśpiewaną dla ciebie…rysunkiem o naszej miłości… samodzielnie ubranymi spodenkami….a może nawet uświadomię sobie, że sprzątanie po zabawie, to nie taki diabeł jak go malują Dzięki tobie, mogę nauczyć się tego wszystkiego w przedszkolu. Tylko musisz wierzyć we mnie – będzie dobrze! Tylko bądź dzielna. Nie płacz za mną w pracy i po drodze do niej – nie robisz mi krzywdy. Nie żegnaj się ze mną zbyć długo, przed wejściem do Sali ukochaj mnie najmocniej, najmocniej, najmocniej, na ucho szepnij, że kochasz, że wrócisz i…idź odważnie. Nie zastanawiaj się czy dobrze zrobiłaś oddając mnie do przedszkola – ty mnie nie oddajesz, ty mnie rozwijasz. Nie przerażaj się moim płaczem podczas pierwszych dni – w ten sposób chcę ci powiedzieć, że będę tęsknił, że cię kocham… a ty mamciu, swoją mądrością, rozsądkiem i konsekwencją naucz mnie proszę czekać na ciebie ze spokojem w moim małym serduszku, a obiecuję, że za jakiś czas sam będę ciągnął cię za rękę do moich przedszkolnych przyjaciół… wszyscy potrzebujemy czasu na odwagę!!!

http://m.demotywatory.pl/75590