Zazdroszczę ludziom,
którzy nie mają zdrowotnych problemów,
od rana są uśmiechnięci
i mają energię do życia.
Jak oglądam fejsa i patrze, że jedni znajomi są w lesie,
inni w górach,
a jeszcze inni na romantycznym wyjeździe
to aż mi się chce ryczeć,
bo ja tak naprawdę boję się
cokolwiek sobie zaplanować.
Gdy przychodzi taki dzień jak dziś
to ostatnią rzeczą, o której marzę
to wyjście z domu.
Gdy przychodzą takie dni,
nie wiem dlaczego zdarzajace się bardzo często w weekendy,
to czuję się okropnie.
Brak mi energii i najchętniej po wzięciu garści leków
położyłabym się do łóżka,
niezależnie od pogody.
Mój zły dzień
zaczyna się muleniem w żołądku,
uciskiem pod prawym żebrem
i uczuciem
że gdybym wsadziła dwa palce
to puściłabym pawia 🤮
Do tego już w nocy zaczęła mnie boleć głowa
i czułam, że mam napuchnięte gardło.
Zeżarłam od rana tyle leków,
że nawet obiadu nie ruszyłam.
Miałam mieć fajny dzień w domu,
robić tort na 70 urodziny mojej mamy,
posiedzieć z młodą
nad zaległymi ćwiczeniami
i miało być miło i przyjemnie.
Zrobiłyśmy z młodą tego torta
ale miałam do niego z 5 podejść.
W ogóle nie miałam weny.
No i nic mi się nie chciało.
Uważam ten dzień za zmarnowany.
Totalna porażka 🤦
Marzę,
aby dobiegł już końca...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz