Jestem świeżo po wizycie u ortopedy.
Przyznam, że nie liczyłam na taką diagnozę.
Spodziewałam się raczej, że będę musiała doktora namawiać, przekonywać, prosić.
A tu siadam na krzesełko, daje wyniki badań z Przemyśla, opowiadam o tej swojej bolącej ręce, że utrudnia mi życie w domu i funkcjonowanie w pracy i nagle słyszę:
"trzeba zrobić zabieg"!
Przez chwilę mnie zatkało.
Nie wiedziałam co powedzieć.
Chciałam tego, ale byłam w szoku, że tak łatwo poszło.
Podczas, gdy lekarz wypisywał skierowanie na zabieg, opowiadałam mu o tym, że dłoń mi cierpnie w nocy, aczkolwiek boli mnie tylko łokieć i to od niego ból promieniuje do przedramienia, ale dłoń zasadniczo mnie nie boli.
Powiedział mi, że oprócz cieśni mam jeszcze tzw. łokieć tenisisty czyli zmiany degeneracyjne w scięgnach, co powoduje ogromny ból przy czynnościach związanych z podnodzenim kubka, tudzież dzbanka, przy wykręcaniu gąbki do naczyń, szmatki, mopa i wielu innych czynnościach, które na codzień wykonuje w domu i w pracy.
Na miejscu dostałam zastrzyk w łokieć, który ma sprawić, że ręka przestanie mi doskwierać, ale pomoże jakby dopiero za kilka dni.
Po zastrzyku zrobiła się jakby mało władna i bolała bardziej niż zwykle.
Zastanawiam się jak będę pracować w dniu dziesiejszym.
(Zapomniałam dodać, że urwałam się z pracy, by ogarnąć tą wizytę i głupia myślałam, iż za 2h będę spowrotem. Taaaaak bardzo się pomyliłam. Ale o tym za chwilę.)
Następnie doktor zaczął oglądać moje RTG odcinków szyjnego i piersiowego powtarzając w kółko "wstyd i hańba".
Faktycznie było mi wstyd, gdy tak mówił.
Dostałam skierowanie na rehabilitację i kazał mi wziąść się za siebie🤷♀️
Po tym wszystkim co dostałam i usłyszałam wyszłam lekko oszołomiona z gabinetu.
Udałam się na izbę przyjęć, gdzie miałam umówić się na datę zabiegu.
A tam kolejka i dłuuuugie oczekiwanie na lekarza, który był na zabiegu😱
W tej oto kolejce przesiedziałam 2,5h i spotkałam wielu ludzi, mniej oraz bardziej znajomych i prawie umarłam z głodu.
Po upływie tego czasu i przybraniu wszystkich możliwych pozycji na szpitalnym krześle wreszcie doczekałam się wezwania przez lekarza.
Termin zabiegu został ustalony na 7.12, a dzień wcześniej mam się zgłosić na oddział.
Prawdopodobnie wyjdę w dzień zabiegu, jeśli wszystko będzie w porządku, a jest mi to nawet na rękę, gdyż dzień później mam rezonans w Sanoku.
Później chwilę chorobowego, żeby dość do siebie i może uda się w tym czasie skorzystać z rehabilitacji na kręgosłup.
Oby, bo jak już wrócę do pracy, to ciężko będzie znowu wolne brać, żeby na zabiegi chodzić.
O i takie to wszystko 🤷♀️
Oczywiście jakiego bym terminu zabiegu nie miała, to nigdy odpowiedniej pory w pracy nie będzie, bo u nas zawsze coś się dzieje, i w sali też jestem potrzebna. Ehhh
Pani dyrektor mimo, że mnie na zabieg namawiała to oczywiście miała minę zniesmaczoną gdy jej o tym powiedziałam.
A Aga, nauczycielka z mojej grupy i jednocześnie Siostra moja nabyta, była wyrozumiała i oszczędna w komentarze.
No i pojawiły się wyrzuty sumienia, że może mogłam to przemyśleć, wtedy przy lekarzu i zapytać o inny termin np styczniowy? 🤔
No ale sprawa się rzekła.
Jakoś się specjalnie nie zastanawiałam nad datą.
Taką podał lekarz.
Przytaknęłam i mam nadzieję, że zrobie to i będę miała spokój i nie będę musiała już wracać do tematu.
To tyle.
https://m.facebook.com/babaulekarza/