piątek, 21 września 2018

PIĄTEK PIĄTECZEK PIĄTUNIO

Do tej pory nie doceniałam tego pięknego dnia, którym jest piątek.
Tym, którzy jeszcze nie wiedzą oznajmiam, że od poniedziałku Matka Wariatka rozpoczęła pracę, a dokładnie staż w przedszkolu.
Trzy dni zleciały mi szybko, miło i przyjemnie.
Zajmowałam się zabawami z dziećmi, wycieraniem smarków, pocieszaniem rozpaczających dzieci, nauką piosenek przedszkolnych i zabaw (które dzieci przez 2 tygodnie września się nauczyły) nauką imion dzieciaczków, głaskaniem, przytulaniem, usypianiem bądź próbą usypiania, pomaganiem w rozkładaniu talerzy, leżaczków, śpiworków i pościelek, asystowaniem dzieciom w myciu i wycieraniu rączek, składaniem zabawek, pomaganiem dzieciaczkom w rozbieraniu i ubieraniu się, składaniem leżaków i pościelek, wycieraniem kurzy i odrysowywaniem obrazków do kolorowania z malowanek, mówieniem po stokroć, że mama bądź tata zaraz przyjdą lub że już idą, albo że są w pracy, w domu, tudzież na zakupach.
Przy tylu zajęciach dzień leciał mi tak szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy minęło 8h mojej pracy.
W czwartek natomiast nastąpił przełom, gdyż przyszedł chłopczyk, którym muszę się zajmować.
Wiedziałam, że jest to dziecko z autyzmem ale nigdy nie miałam styczności z osoba chorą na  tą chorobę.
Byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam robić, jak się nim zajmować. On biegał po sali tam i z powrotem a ja za nim. Nie wiem ile zrobilam przez dzień km ale bylam bardzo zmęczona fizycznie i psychicznie.
Największe schody pojawiły się gdy zaczelysmy z kolezanka rozkladac lezaczki do spania. W ogole nie chciał zostac w sali. Chciał za wszelką cenę iść do domu.
Dostałam pozwolenie żeby zabrać go do osobnej sali ale nie chciał się ze mną bawić.
Płakał, krzyczał i rzucał się po podłodze. Gdy chciałam go podnieść kopnął mnie w szyję. Łzy napłynęły mi do oczu i zaczęłam się zastanawiać "co ja tu kurna robię"?
W końcu zadzwonili po jego babcię, żeby go zabrała.
Gdy wróciłam do sali do "moich trzylatków", to emocje mi puściły i się rozpłakałam.
Płakałam tego dnia jeszcze kilka razy i gdy wracałam do domu miałam poczucie, że dałam dupy w tej pracy, że ja nic nie potrafie i że do niczego się nie nadaję.
Panie, które ze mną pracują zapewniały mnie, że zrobiłam wszystko, co mogłam, ale moje samopoczucie w ogóle się nie poprawiło.
I tak, dotrwałam jakoś do bardzo wyczekiwanego piątunia.
Szczerze, to trochę się obawiałam tego dnia...
Zupełnie niepotrzebnie.
Mój podopieczny chwilę się bawił, później udało mi się go nakarmic i dwukrotnie przebrać mu pieluszkę. Spać niestety nie chciał więc zabrałam go na plac zabaw. Ponad godzinę bawił się w piaskownicy, kilka razy pozjeżdżał na zjeżdżalni i przed 13 przyszła po niego babcia.
Później wróciłam do swojej grupy i do końca pracy czas już popędził jak szalony.
Tak minął pierwszy tydzień mojego stażu. Zasłużyłam sobie na weeked!
Może jakoś ogarnę tą pracę i dam radę.
Zobaczymy....
http://memy.pl/mem_614910_piatek_piateczek

sobota, 15 września 2018

NOWE DOŚWIADCZENIE

Dostałam się na staż jako asystent nauczyciela przedszkola do dziecka niepełnosprawnego z autyzmem.
Gdy dziecka nie będzie, mam pomagać woźnej i przy dzieciach.
Umowę stażową mam do 15 marca 2019, później 3 miesiące zatrudnienia.
Będę zarabiać 923 zł za 40 godzin tygodniowo. Małe pieniądze, ale zawsze coś.
Boję się, bo przez prawie 10 lat nie pracowałam.
Boję się też czy dziecko mnie polubi, zaakceptuje.
Boję się czy się sprawdzę, czy Panie mnie polubią.
Boję się czy podołam ogarnąć obowiązki domowe z pracą i z pomocą pierworodnej w nauce. 
Zobaczymy.
Zaczynam w poniedziałek 17 września o 7.30
Póki co zakupiłam cukierki, żeby wykupić się w łaski dzieci.

https://uksw.edu.pl/pl/przedszkole-uksw

środa, 12 września 2018

NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS

"Na wszystko przyjdzie czas" 🎶 🎤
Znacie tą piosenkę?
Słyszałam ją wielokrotnie!
Dopiero dziś zrozumiałam, że to tekst dla mnie.
Ponoć wszystko w życiu ma swoje miejsce i swój czas
Teraz chyba kolej na mnie
Ktoś mi dał szanse
Może Bóg
Może los
Nieważne
Teraz jest mój czas
Idę na staż
To będzie próba dla mnie
Próba dla naszej całej rodziny
No i będzie mnie mniej na blogu bądź nie będzie mnie w ogóle 😜
Jestem szczęśliwa, podekscytowana i przerażona
Proszę więc trzymajcie kciuki♥️😘
Więcej informacji na ten temat innym razem😛😜😝

http://www.wielkieslowa.pl/11344-wszystko-przyjdzie-z-czasem.html

poniedziałek, 10 września 2018

SKUTKI UBOCZNE


Niezależnie od tego czy nasze dziecko idzie do przedszkola w wieku 3, 4 czy 5 lat, my jako matki mamy związane z tym mieszane uczucia.
Z jednej strony bardzo chcemy, aby nasz maluszek usamodzielnił się, poszedł między dzieci, nawiązał nowe znajomości, bawił się i uczył. Z drugiej obawiamy się o to czy się zaaklimatyzuje , czy będzie grzeczny, czy nikt mu nie będzie dokuczał, czy będzie jadł posiłki, czy będzie spał podczas leżakowania.
Zdaje sobie sprawę, że ile matek tyle rożnych wątpliwości i pewnie nie jestem w stanie nawet ich wszystkich wymienić ale nie o tym chciałam napisać.

Chciałam z własnego doświadczenia oraz doświadczenia innych znanych mi matek uświadomić niektórym „świeżym w tym temacie” rodzicom jak dziecko może reagować na pójście do przedszkola.
Nazwę to może SKUTKU UBOCZNE. 

Oczywiście najwcześniej pojawia się płacz, żal, smutek.
Najczęściej zdarza się to, gdy dziecko idzie po raz pierwszy do przedszkola, czasami zdarza się na początku każdego roku (wiem, z własnego doświadczenia)  lub po jakiejś dłuższej lub krótszej nieobecności w przedszkolu. W przypadku naszej Młodej trwało to praktycznie cały rok w grupie 3-latków, ponad połowę roku w grupie 4-latków, no i póki co w 5-latkach zdarza się naprzemiennie co kilka dni. Z pierworodną córką w ogóle nie miałam takich problemów, bo zdarzają się dzieci, które nie płaczą w ogóle i jeśli macie takie właśnie dziecko, to uważajcie się za OGROMNYCH SZCZĘŚCIARZY!

U przedszkolaków zdarzają się też kłopoty ze snem.
Mogą to być problemy z zasypianiem, nocne budzenie, koszmary, zdarza się też, że maluch chce spać z rodzicami.
Warto się wtedy zastanowić czy jest to spowodowane tylko nową sytuacją i zmianami jakie zaszły w życiu naszej pociechy, czy może w przedszkolu wydarzyło się coś co spędza dziecku sen z oczu. Należałoby wtedy delikatnie podpytać dziecko o wydarzenia z przedszkola i co najważniejsze porozmawiać o tym z wychowawczynią grupy.

Nocne moczenie. 
Wiadomo, że może zdarzyć się w każdym wieku i nie jest od razu powodem do paniki. Warto jednak tak samo jak w przypadku kłopotów ze snem porozmawiać z dzieckiem oraz z przedszkolanką, zwłaszcza, gdy taka sytuacja zdarzy się kilkakrotnie.

Ból brzuszka, wymioty.
Bardzo często objawy te, spowodowane są wirusem, jednak zdarza się również tak, że dziecko właśnie w taki sposób reaguje na stres. W przypadku naszej Młodej w wieku 4 lat dzień zaczynał się od bólu brzuszka, czasem biegunki, a w przedszkolnej szatni, gdy płakała zdarzało jej się wymiotować. Zaczęłam podawać jej podczas śniadania probiotyk i ból minął, jednak wymioty podczas płaczu się zdarzały.

Zmiany w zachowaniu dziecka.
Bywa tak, że pierwszą oznaką, świadczącą o tym, iż w przedszkolu dzieje się coś złego, są zmiany w zachowaniu dziecka. Gdy wesoła i roześmiana dziewczynka nagle staje się smutna i markotna, a grzeczny do tąd chłopiec zaczyna marudzić lub miewa ataki agresji, jest to sygnał świadczący o tym, że dziecko może mieć problemy w przedszkolu. Gdy rodzice zauważą, że od pewnego czasu ich pociecha zachowuje się inaczej niż dotychczas, powinni szybko zareagować.
Oczywiście, takich wniosków nie można wyciągać na podstawie jednej zmiany zachowania dziecka. Dzieci, tak jak i dorośli mają prawo czasem mieć gorszy dzień, więc jeśli nagle maluch zacznie marudzić czy histeryzować, nie gońmy od razu do wychowawczyni, tylko sprawdźmy, jak nasza pociecha będzie się zachowywać w najbliższych dniach.
Dzieci mogą reagować na problemy również ssąc kciuk czy obgryzając paznokcie. Mogą rownież nie chcieć chodzić do przedszkola, mimo że wcześniej chodziły do niego bardzo chętnie.
Obserwujcie bacznie swoje pociechy i nie bagatelizujcie przedszkolnych problemów dziecka!

http://www.katalog-sztuki.pl/problemy-wychowawcze-w-przedszkolu.php
https://www.mjakmama24.pl/dziecko/edukacja/dziecko-w-przedszkolu-problemy-5-oznak-dzieki-ktorym-rozpoznasz-ze-dziecku-dzieje-sie-krzywda,563_7522.html
https://www.mjakmama24.pl/dziecko/edukacja/stres-przedszkolny-jak-sie-objawia-stres-przedszkolny,563_4802.html

środa, 29 sierpnia 2018

O LECZENIU ORTODONTYCZNYM

Rok temu byliśmy z pierworodną u ortodonty. Poinformował nas, że potrzebny jest jej aparat,  rozszerzający górną szczękę, gdyż jest za mała w stosunku do zębów, które będą jej wyrastać.
Zbagatelizowaliśmy to wtedy. Pomyśleliśmy, że po co dziecku ból od małego zadawać. Będzie starsza to się pomyśli.
Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo mylne było nasze myślenie.
Dowiedzieliśmy się o tym właśnie niedawno, kiedy to ząb o pięknej nazwie "górna dwójka" z powodu braku miejsca zaczął wyrastać na podnienieniu. Najlepsze było to, że mleczna dwójka nadal była na swoim miejscu.
Od razu musieliśmy usunąć mleczaka i zostaliśmy odesłani do ortodonty.
To niestety była już konieczność, gdyż ryzyko wyrastania następnych zębów w różnych dziwnych miejscach jest bardzo prawdopodobne, a do tego nie chcemy absolutnie dopuścić.
Zaczęło się nerwowe poszukiwanie ortodonty.
Wybraliśmy prywatny gabinet w celu konsultacji. Na wizytę czekaliśmy 2 tygodnie. Mimo, że starałam się słuchać, to natłok informacji sprawił, że niewiele zapamiętałam. Na szczęście mąż był ze mną i to on głównie zadawał pytania oraz zapamiętał wszystkie ważne infirmacje. Musieliśmy zdecydować czy działać powoli, metodą prób i błędów na NFZ (czyli nie płacić za aparat, natomiast wszystkie wizyty ciągnące się prawie w nieskończoność- płatne), czy też szybko, ale rozważnie poprzez prywatny gabinet płacąc za wszystko jak za zboże.
Wybraliśmy tą droższą aczkolwiek szybszą opcję.
Zaczęło się więc wydawanie pieniędzy zebranych przez pierworodną na I Komunię.
Pierwsza wizyta kosztowała nas 50zł.
Jeszcze tego dnia zrobiliśmy prześwietlenie boczne głowy i szczęki, za które zapłaciliśmy 180zł.
Druga wizyta to koszt 80zł plus 250zł uzupełnienie dokumentacji czyli robienie zdjęć  uzębienia, zgryzu w gabinecie ortodontycznym, odlew szczęki i nie wiem co tam jeszcze, bo pierworodna wchodziła sama.
Na chwilę obecną jesteśmy po 3 wizycie. Ta kosztowała 80zł i przez ok 30 minut bardzo miły pan dr opowiadał nam o tym jakie aparaty on proponuje do wady naszej córki i co poprzez nie chcemy osiągnąć. Na chwile obecną chodzi nam o poszerzenie szczęki aby zęby stałe miały miejsce do wyrastania.
Wybraliśmy na górną szczękę (na podniebienie) aparat na stałe typu HYRAX (fot. 1) Aparat co jakiś czas wymaga kręcenia śrubki, by szczęka się rozciągała. Mamy to robić sami w domu.
Koszt to ok 700 do 1000zł.
Do tego na dolną szczękę dobrze byłoby założyć aparat do ściągania. Zakładany na noc i po szkole (fot. 2) Koszt od 500 do 800zł.
Mamy wyznaczoną już kolejną wizytę, na której pobiorą wycisk szczęki i wpłacimy zaliczkę na oba aparaty po 200zł. Razem 400zł plus wizyta 100zł😱
To na razie tyle jeśli chodzi o leczenie ortodontyczne. Będę pisać na bieżąco o tym, jak postępuje leczenie i ile nas to kosztuje.
fot. 1 http://www.twojortodonta.pl/oferta_leczenie_ortodontyczne.html
fot. 2 http://www.twojortodonta.pl/oferta_leczenie_ortodontyczne.html

środa, 11 lipca 2018

NOWY I KRÓTKI WPIS

Wiem, wiem.
Dawno nie pisałam.
Rozpoczęły się wakacje.
Dzieci każdą wolną chwilę spędzają na polu same, więc ja na spokojnie wykonuje swoje domowe obowiązki. W ubiegłym roku wychodziłam razem z nimi na pole na godzinę lub dwie, później musiałam iść do domu sprzątać albo obiad gotować więc dzieci większość czasu spedzały jednak w domu, mimo iż starałam się wychodzić z nimi jeszcze po obiedzie.
Pod koniec czerwca dziewczynki były u babci, a my robiliśmy w domy mały remoncik.
Teraz mam pięknie, szaro, przytulnie.
Wreszcie miło spędzam tu czas, bo na ten stary zielono - szpitalny kolor nie mogłam już patrzeć 🙈
W międzyczasie miałam też zabieg ginekologiczny taki z kilkugodzinnym pobytem w szpitalu. Pospałam w dzień, poodpoczywałam, nawet udało mi sie przeczytać kilka stron książki pewnej znajomej Pani Pisarki (niestety jeszcze nie udało mi się jej przeczytać do końca, ale pracuję nad tym😉) oraz rozwiązać kilka krzyżówek panoramicznych.

Poza tym nic ciekawego i wartego uwagi się nie wydarzyło, wiec kończę żeby nie marnować Twojego cennego czasu😘


http://gorski.edu.pl/aktualnosci/tag/wakacje/

środa, 20 czerwca 2018

HISTORIA PEWNEJ KOBIETY


Długo zastanawiałam się czy mogę o tym napisać.
Postanowiłam jednak, że zrobię to.
Opowiem Wam historię z życia mojej koleżanki,  którą niedawno od niej usłyszałam.
Opisuję wszystko za jej zgodą oczywiście i ku przestrodze...

Przedstawiam Wam pewną kobietę. W sierpniu tego roku będą z mężem obchodzili 10 rocznicę ślubu. Układa im się jak większości małżeństw, raz lepiej, raz gorzej. Jednak ona od 10 lat żyje z wyrzutami sumienia. I przez te 10 lat nie było ani jednego dnia, żeby nie myślała o tym, co robiła przed laty i żeby tego nie załowała.
To był przełom maja i czerwca. Trwały przygotowania do ślubu. Dopinali wszystkie załatwienia, jak to sie mówi, na ostatni guzik.
I pech chciał, że właśnie wtedy na jej drodze pojawił się inny mężczyzna. Zaczęło się od przypadkowych spotkań, potoku komplementów, ciepłych słów. Zrobiło jej się miło, wiedząc że ktoś jeszcze zrwaca na nią uwagę. Przypomniały jej się czasy, gdy zwracał się tak do niej na początku ich znajomości, jej narzeczony. Teraz po kilku latach bycia w związku rzadko słyszała, takie słowa.
Wtedy zaczęły pojawiać się wątpliwości. Czy dobrze robi wychodząc za mąż ? Czy to odpowiedni mężczyzna, ten jedyny? Przecież całe dotychczasowe życie marzyła o księciu z bajki, takim idealnym.
Czy będzie z nim szczęśliwa?
Narzeczony dużo pracował, wyjeżdżał na szkolenia, delegacje więc ona miała dużo czasu na myślenie.
Coraz częściej też kręcił się koło niej, ten drugi facet. Niby przelotem, niby tylko na słowo, niby służbowo ale coraz czesciej odwiedzał biuro, w którym pracowała.
Zdarzył się przypadkowy dotyk ręki, ramienia, włosów. No wiecie.... zupełnie tak, jak to bywa w filmach, bądź książkach o miłości.
Wszystko to sprawiało, że zamiast skupić się na ślubie, myślała tylko, o tym mężczyźnie.
W pewien czerwcowy dzień, gdy w biurze była już sama i właśnie szykowała się do wyjścia zobaczyła go w drzwiach. Przyjechał po jakieś dokumenty, które musiała dla niego znaleźć w archiwum. Poszła razem z nim i wtedy nastąpiła lawina zdarzeń, które od tamtej pory do dzisiejszego dnia gryzą jej sumienie i nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Zaczęło się od ciepłego oddechu na jej szyi, gdy stał za nią i zaglądał jej przez ramię. Z każdą chwilą był coraz odważniejszy i na więcej sobie pozwalał. Dotknął ustami jej odsłoniętego ramienia, pozniej karku, szyi. A ona w ogóle nie protestowała. Stała jak zamurowana, nogi robiły jej się coraz bardziej miękkie, skóra spocona i mimo, że czuła, iż źle robi, nie umiała powiedzieć "NIE" .
Dotykał jej piersi, tak jakby robił to od dawna. Nie czuł wstydu, zahamowań. Zdjął z niej sukienkę i rozpiął biustonosz i wtedy ona otrzeźwiała. Zabrała szybko swoje rzeczy i uciekła do toalety. Siedziała tam i zastanawiała się nad tym, co robi. I pamięta do dziś myśl, która popchnęła ją do zrobienia jeszcze większej głupoty "lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się tego nie zrobiło". Gdy wyszła z toalety on nadal był w biurze. Czekał na nią. Ona poszła do archiwum jeszcze raz, tym razem sama. Przyniosła mu dokumenty. On zaproponował, że odwiezie ją do domu. Zgodziła się. Zgodziła się też, umówić się z nim na wieczór.
Wieczorem przyjechał po nią i zabrał ją pod las, na piękną łąkę. Gdy wyszli z samochodu było ciemno, a niebo było pełne gwiazd. Chyba nigdy nie widziała takiego nieba. Była jak dziecko, które pierwszy raz widzi rozgwieżdżone niebo.
Kochali się w jego samochodzie, bez zabezpieczenia, bez zastanowienia się jakie mogą być dalsze konsekwencje, bez myślenia o czymkolwiek.
Fajerwerków nie było i nie był to też jeden z najlepszych stosunków jakie kiedykolwiek przeżyła, ale na pewno w takie miejsce nikt jej nigdy wcześniej nie zabrał.
To imponowało jej najbardziej. Jej narzeczony niestety nie był romantykiem.
Mimo, że sex nie był udany, ciągnęła tą farsę dalej.
Zabrał ją raz do hotelu. Było wino, wspólna kąpiel i wspólna noc. Sex nie był udany ale było miło. Powoli zakochiwała się w nim.
Było jej dobrze.
Obsypywana komplementami kwitła i stawała się coraz odważniejsza w relacjach z kochankiem i w kłamstwach, jakie sprzedawała narzyczonemu dzwoniącemu z wyjazdu służbowego.
Kochała ich obu, za co innego i każdego inną miłością.
Byli raz też na łące w ciągu dnia. Z dala id miasta. Był koc i słonko i wtedy raz się udało zdobyć szczyt rozkoszy. I wtedy nadszedł dzień, gdy powiedziała sobie i jemu, że nie może dalej tego ciągnąć.
Doszła do wniosku, że nikt nie jest lepszy w łóżku od jej narzyczonego i z nikim wczesniej, nie było jej tak dobrze. A ciepłe słowa, które mówił jej kochanek mogą przeminąć i zostałby jej tylko kiepski sex.
Tego dnia zakończyła ten "związek" definytywnie i mimo, że próbował jeszcze swoich czułych sztuczek, odmawiała mu.
Nigdy jednak nie powiedziała o tym narzeczonemu. Po ślubie codziennie miała wurzuty sumienia i codziennie chciała móc cofnąć czas.
Podczas przysiegi małżeńskiej w kościele nie miała odwagi spojrzeć mężowi w oczy. Tak naprawdę nie wie czy kiedykolwiek po tych zdarzeniach spojrzała mu w oczy tak szczerze, naprawdę. Zawsze ucieka wzrokiem, bo czuje wstyd.
Właśnie teraz mija 10 lat od tych wydarzeń.
Wie, że popełniła błąd, wie że źle zrobiła ale nie może o tym zapomnieć.
Nie wybaczyła sobie tego przez tyle lat.
Kto choć raz szalenie zakochał się będąc w związku z kimś innym, pewnie zrozumie mechanizm działania tej kobiety.

Napisałam Wam te historię po to, by ustrzec Was przed popełnieniem takiego błędu w Waszym życiu.
Może komuś tym pomogę.

https://www.kobieta.pl/artykul/mikrozdrada-co-to-jest-zdrada

czwartek, 10 maja 2018

GORSZY DZIEŃ

Macie czasem tak, że chce Wam się płakać nie wiadomo z jakiego powodu?
Czasem łzy wywołuje usłyszana piosenka, innym razem pogoda albo po prostu zły dzień.
Ja tak czasem po prostu mam!
Najczęściej, gdy jestem sama w domu.
I wtedy rozkminiam swoje życie .
I wyrzucam sobie, co w nim jest nie tak, jak być powinno.
I przypominają mi się marzenia i plany na życie jakie miałam kiedyś ....20 lat temu.
I niby wszystko jest teraz w porządku.
I niby nic się złego nie dzieje.
A moje życie mogę nazwać szczęśliwym.
A jednak zdarzają mi się takie gorsze dni.
I zastanawiam się wtedy czego ja nie mam tak, jak mają inni.
Albo czego ja nie mam tego, co mają inni.
Albo czego mój mąż nie jest taki, jak ktoś tam.
A dzieci nie są takie jak inne, grzeczne dzieci.
I żal mi później siebie, bo głupia jestem.
Bo nie potrafię docenić tego co mam.
I ogarniam się szybko.
Bo może nie mam tego, czy tamtego, ale mam dom, rodzinę, zdrowie, ludzi na których zawsze moge liczyć .
A mój mąż nie jest taki czy owaki, ale jest.
A dzieci jak to dzieci. Są chwile, że chcę im buzie zakleić taśmą, żeby przestały mówić.
Ale sa moje, kochane, zdrowe, mądre i radosne.
I wiem, że mam niekiedy dużo więcej niż mają inni, tylko często nie potrafię tego docenić.
https://zszywka.pl/p/gorsze-dni-2263397.html
http://www.motywujemy24.pl/10507/badz_wdzieczny_za_kazdy_dzien.html

piątek, 4 maja 2018

ZAPACH I SMAK I DZIECIŃSTWA


Już kilka razy miałam napisać o tym dziwnym uczuciu, które czuje najpierw w nosie lub w ustach, a później w brzuchu i w głowie. 
To zapach albo smak, który sprawia, że czuje miłe łaskotanie w brzuchu, a do głowy napływają wspomnienia cudownych chwil z dzieciństwa. Podobne uczucie towarzyszy mi w miejscach, które kiedyś wywarły na mnie dobre wrażenie, albo gdzie wydarzyło się coś miłego.
Za oknem wiosna, więc zacznę od niej.
Lubię zapach wiosennego deszczu. Przypomina mi czasy dziecinstwa, 2-3 klasa podstawowa. Biegałam z koleżankami po podwórku, nie zważając na to, czy była pogoda czy padał deszcz. Gdy była burza i waliły pioruny rzucałyśmy się na ziemię, bo ktoś nam powiedział, że wtedy w nas piorun nie trafi.
Uwielbiam też zapach świeżo skoszonej trawy.
Wiecznie rzucałysmy się nią pod blokiem.
Latem kocham chodzić boso. Nie ma znaczenia czy po trawie czy po asfalcie.
Pamietam, że w dzieciństwie też bez butów biegałam.
Zdarzało mi się również w czasach szalonej młodości wracać z imprezy kilka kilometrów z butami w ręku.
Lubię zapach palonej trawy. Zwłaszcza późnym popołudniem albo wieczorem. Wtedy przypominają mi się wakacyjne miłosne przygody❤️
Latem niebo jest najpiękniejsze. W dzieciństwie godzinami leżałam na kocu gapiąc się na płynące chmury albo wymyślając tysiące pomysłów na to, co która chmura przypomina.
Nocą natomiast kocham patrzeć w gwiazdy. Kiedyś często to robiłam. Teraz rzadziej, ale gdy trafia się okazja to chętnie z niej korzystam.
Latem lubię zapach rzeki, zajeżdżający rybami😂 Przypomina mi wakacje z dziecięcych lat. Często chodziłam nad rzekę z koleżankami. Spędzałyśmy tam prawie całe dnie. Wtedy w rzece pływało wiele ryb. Czasem któraś prześlizgiwała się nawet koło nóg😱
Jesień trochę przyprawia mnie o depresję zwłaszcza, gdy jest zimno i ciągle pada.
Natomiast ta piekna, sloneczna, ciepła , polska jesień , pachnie suchymi liśćmi, sianem i leśnymi spacerami.
W ziemie lubię gdy jest mróz i śnieg trzeszczy pod stopami, a gdy jeszcze w dodatku świeci słońce, powietrze ma cudowny zapach beztroski i bitwy na śnieżki. Z zimą też wiążą się miłosne wspomnienia z młodości. Najpierw tarzanie się w śniegu, później grzanie się przy grzejniku  na klatce schodowej i całowanie się ukradkiem przy zgaszonym świetle, przerywając gdy ktoś nagle zaswiecił światło na klatce i wyczekując niecierpliwie i z wypiekami na policzkach by zgasło.
Ehhhh.....
Młodość.....
Ogólnie powietrze niekiedy ma taki sam zapach jak 20 czy 30 lat temu.
Po prostu nieraz wychodzę z domu przed  blok, biorę wdech, zamykam oczy i czuję.... jakbym cofnęła się w czasie.
 http://swidnica24.pl/letnia-milosc-konkurs/
http://gigant.gimgig.pl/2016/01/22/moje-cudowne-dziecinstwo/

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

ŻYCZLIWE KOMENTARZE


Wiem. Wiem.
Dawno nie pisałam.
Dzieci mi chorowały, a ja byłam chodzącą tykającą bombą.
Dziś może nie są jakieś super zdrowe, ale psychicznie już ze mną lepiej😵.
Zawsze śmieszyły mnie pewne docinki ludzi.
Gdy nie miałam chłopaka pytali: Kiedy się wreszcie ustatkujesz?
Gdy znalazłam sobie faceta pytali: Kiedy zaręczyny?
Gdy byliśmy zaręczeni pytali: To kiedy ślub?
Po ślubie: Kiedy dziecko?
Gdy mieliśmy jedno dziecko pytali: Kiedy drugie?
Gdy mam dwoje pytają: Kiedy trzecie?
Z racji, że mam dwie córki słyszę głupie komentarze, że przydałby się syn👿.
Nikt mi dzieci nie wychowuje,
nie spędza z nimi tyle czasu co ja,
nie uczy,
nie tłumaczy,
nie słucha miałczenia i jęków, stękania,
nie spełnia zachcianek,
nie utrzymuje ich.
Może ktoś ma rzygający szczęściem dom, dzieci grzeczne, poukładane, które samodzielnie robią zadanie, na które nie trzeba krzyczeć, ani ich pilnować na każdym kroku.
Super, zazdroszcze!
Może ktoś ma żonę, która lata jak poparzona po domu spełniając każdą zachciankę dzieci, a mąż jest w domu jak król, któremu trzeba usługiwać i którego nic w domu nie interesuje.
Super, nie zazdroszcze, ale Wasze życie, Wasza sprawa.
Może ktoś ma mamę , teściową , babcię , ciocię, siostrę , kuzynkę albo jeszcze kogoś innego kto Wam pomaga, kto odciąży, czasem zajmie się dziećmi, a czasem obiadem.
Super, zazdroszcze!
Ja nie mam tego wszystkiego.
Mam za to dzieci, którym gęba się nie zamyka, które wiecznie czegoś ode mnie chcą.
Mam fiola na punkcie porządku w domu, bo lubię mieć czysto.
Czasem mam też wyjechane na wszystko i wtedy nawet brud mi nie przeszkadza.
Mam dzieci, które odziedziczyły charakter trochę po mnie, a trochę po mężu, a mieszanka tych genów jest niezwykle wybuchowa i nie do opanowania.
Mam, ale wszystko co mam, sama sobie urodziłam , wykarmiłam, wychowałam, nauczyłam .
Może dzieci nie są idealne i nasze życie nie jest idealne i nie rzygam szczęściem, ale staram się najbardziej jak umiem i daje z siebie wszystko co mogę i co mam.
Teraz nie mam już ani siły, ani ochoty na kolejne dziecko i te docinki, które kiedyś mnie śmieszyły teraz strasznie mnie irytuja.
Być może jeszcze mi się odmieni i może znów zapragnę być mamą ale będzie to tylko i wyłącznie decyzja moja i mojego męża, a nie innych ludzi.
Koniec 🔚
http://omatkowariatko.pl/kiedy-drugie-dziecko/

czwartek, 22 lutego 2018

RYNCE KUŹWA OPADAJO


Przeżyłam dziś coś, czego przeżyć się niespodziewałam.
Zacznę opowieść od tego, że rano przed wyjściem pierworodnej do szkoły nakazałam jej, że po szkole ma wracać prosto do domu i podkreśliłam jeszcze by wracała chodnikiem, a nie wszystkimi możliwym zaspami.

KROPKA

A teraz proszę Cię osobo czytająca ten wpis, stań się na chwilę mną i poczuj, co ja czułam.
Godz. 12.25 moje dziecko właśnie  kończy lekcje wg.plany lekcji. Biorąc pod uwagę, że idzie na obiad na szkolną stołówkę i że rusza się jak mucha w smole, daje jej czas do godz.13 na powrót do domu.
Godz. 13.05

Stoję w oknie i zastanawiam się ile można jeść obiad.
Godz. 13.10

Zaczynam się denerwować.
Godz. 13.14

Wysyłam sms do koleżanki mojej pierworodnej, z zapytaniem czy jej gdzieś nie widziała.

Sms niestety nie dociera do adresatki z powodu wyłączonego, i jak się później okazało zabranego przez mamę (za karę) telefonu.
Godz. 13.16

Ubieram się w pośpiechu i dosłownie gonię do szkoły jak poparzona, będąc pewna że córka zagadała się np. w szatni.
Gidz. 13.19

Wparowałam do szatni i gdy spojrzałan na jej wieszak zamurowało mnie.

Nie zobaczyłam na nim jej kurtki, co znaczyło że opuściła szkołę.

Zaczęło kręcić mi się w głowie.
Prawie zemdlałam.

Nogi i ręce roztelepały mi się jak galareta.

W popłochu zaczęłam wypytywać jakieś dzieci w szatni czy jej nie widziały.

Pobiegłam na świetlicę. Domyślałam się, że tam jej nie ma. Pytałam czy była i kiedy poszła.

Wybiegłam ze szkoły.

Zaczęłam dzwonić do rodziców jej koleżanek.

Jak na złość nikt nie odbierał.
Goraczkowo zastanawialam się gdzie jej szukac?

Nie miałam pomysłu.

Do kogo dzwonic?

Gdzie szukać pomocy?
Słowo daję, już miałam dzwonić na policje, bo nie potrafilam wymyślić nic innego.
Coś mnie jedak tchnęło i pobiegłam do jednej koleżanki mojej córki.
Pukam...

Słyszę śmiechy.

I wyszeptane: "twoja mama".

Nagle otworzyły się drzwi.

Zobaczyłam tam moją córkę.
Moja wściekłość była nie do opisania.

Myślałam, że para pójdzie mi uszami.

Zapytałam coś w rodzaju: "Czy Ty jesteś mądra? Ja Cię szukam wszędzie, na policję chciałam dzwonić, a Ty sobie w najlepsze siedzisz u koleżanki? Coś Ty sobie myślała?"

Z tego wszystkiego puściły mi nerwy i popłakałam się.
Ton głosu miałam oczywiście lekko podniesiony. Mijali nas jacyś ludzie w drodze powrotnej do domu i może patrzyli się dziwnie. Nie wiem. Całą drogę coś do niej mówiłam .....że jak mogła?.....że prosiłam ją rano......że czekałam w domu.....że wszędzie jej szukałam.......że na policję chciałam dzwonić.
Już po drodze dostała karę, na wszystko co możliwe.

Powiedziałam, że zawiodłam się na niej, straciłam do niej zaufanie.

Bossssheeeee

Jak wpadłam do domu.

Jak się rozdarłam.

Powiedziałam, że będę teraz chodzić z nią do szkoły i odbierać.

Że nie zaufam i nie puszczę jej nigdzie samej.
Do tego wszystkiego wróciła z kompletnie przemoczonymi nogami (buty i skarpetki całe mokre, jakby po wodzie, a nie po śniegu chodziła).

Wspomnę tylko, że dopiero co skończyła 3 antybiotyki i znowu kaszle kuźwa!!!! a chodzenie w mokrych butach raczej nie sprawi, że poczuje się lepiej.
Ręcę K.U.R.W.A opadają😤😡
Ja nie wiem, czy to, co napisałam odzwierciedla sytuację, którą dziś przeżyłam.
Jedno Wam powiem, a nawet napiszę.

Nie życzę nikomu takiego stresu!!!!
Po tym, gdy emocje już opadły temat był wielokrotnie wałkowany.

Rozmawialiśmy z nią i teraz i przed tą całą sytuacją również.

Nigdy nie spodziewałam się, że wywinie mi taki numer.
http://memytutaj.pl/upcoming?page=9704

niedziela, 11 lutego 2018

FERIE W DOMU

Ferie moich dziewczynek dobiegły końca. W planach był wyjazd do babci, a tam różne atrakcje: lodowisko, kino, sala zabaw, spacer i odwiedziny znajomych. Miał to być mile spędzony czas. Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle.

To, że pierworodna była chora już przed feriami, to wiedziałam i zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie przypuszczałam, że jej choroba, aż tak się rozwinie no i że przy okazji rozchoruje sie tez młoda.

Jeszcze w trakcie roku szkolnego pierworodna kaszlała. Wiadomo, nie leciałam od razu do lekarza tylko podawałam jej syrop wykrztuśny przez tydzień. Po czym, gdy kaszel nie ustępował postanowiłam zasięgnąć rady fachowca i zadzwoniłam do lekarza rodzinnego. Miałam robić inhalacje z berodualu i podawac 3 razy dziennie fosidal (pulneo). Gdy to nic nie pomogło, byłam zmuszona iść do lekarza z dzieckiem, ale zanim tam poszłam, koleżanka podsunęła mi pomysł, żebym wzięła skierowanie na mykoplazmę. Badanie to wyszło dodatnie czyli, że jest infekcja. Dostała antybiotyk na ową mykoplazmę, ale  miałam pozwolenie na puszczanie jej do szkoły. To był mój najwiejszy błąd. Młoda między czasie zaczęła kaszleć i goraczkować, wiec przy okazji i ją doktorka zbadała. Okazało się, że młoda ma infekcję gardła. Dostała również antybiotyk, ale inny niż ta starsza. Międzyczasie młoda zaczęła gorączkować znowu i trochę się przestraszyłam, bo było to w trakcie brania antybiotyku. Starsza zaczęła skarżyć się na ból gardła, więc do szkoły w ostatnie dni już nie chodziła. Kolejny raz odwiedziłam lekarza. Młoda miała nadal infekcje gardła i Pani doktor dała na wszelki wypadek inny antybiotyk, ale miałam go podać tylko wtedy, gdyby jej się pogorszyło, albo gdyby była znowu temperatura. Starsza dostała jeszcze antybiotyk na 4 dni, żeby ją doleczyć na mykoplazmę. Jednej i drugiej miałam postawić bańki, bo kaszlały niemiłosiernie. U młodej dr słyszała lekkie szmery z lewej strony, więc bańki wskazane.

Wydawało mi się, że naprawdę im się po bańkach polepszyło. Młodej temperatura nie wróciła, więc nie podawałam jej tego drugiego leku.

Tak pięknie i kolorowo rozpoczęły się ferie moim dzieciom. Dobrze przynajmniej, że pogoda nie sprzyjała zimowym zabawom, to nie było im szkoda, że muszą ten czas spędzić w domu.
Po kilku dniach naszych cudownych😡 domowych ferii pierworodna zaczęła gorączkować, a był to już 13 dzień antybiotykoterapii i znowu nie spałam po nocach denerwując się i zastanawiając, co znowu dzieje się w jej organiźmie. Przez telefon dowiedziałam się od lekarza, że mam jeszcze dzień odczekać, poobserwować, jeśli nic się nie zmieni, to być może będzie konieczne prześwietlenie płuc (przy mykoplaźmie kaszel uderza na płuca, oskrzela) lub pobyt szpitalny. Odczekałam jeden dzień i noc (która chyba była jedną z najdłuższych nocy w moim życiu). Rano poszłam znowu z moimi dzieciorkami do lekarza, gdyż temperatura utrzymywała się całą noc. Młoda gardło miała już zdecydowanie lepsze, ale żeby ją doleczyć miałam podawać jej ten sam lek jeszcze przez 5 dni (czytaj nowa recepta i kolejne wydane pieniadze!!!! A co gorsze kolejna dawka antybiotyku dla dziecka!!!!) Starsza natomiast nabawiła się (być może przez to, że chodziła do szkoły podczas brania antybiotyku) opryszczki, ale na gardle😱 i miała powiększony węzeł chłonny, a ponieważ antybiotyk, który brała był na mykoplazmę, to nie zaleczył nowej infekcji. Sprawił jedynie, że nie odczuwała bólu gardła, bo ostatnio się na nie nie skarżyła. Trzeba było podać nowy antybiotyk na kolejne 10 dni. Muszę przyznać, że tym razem zauważyłam, że naprawdę lek pomógł, bo temperatura pojawiała się już rzadziej i zdecydowanie niższa. Samopoczucie pierworodnej też zdecydowanie się polepszyło.


Powiem Wam, że marzę o tym, żeby te dzieci wreszcie wyzdrowiały. Szkoda mi ich, bo akurat pod koniec pierwszego tygodnia ferii spadł śnieg a one nawet nie mogą iść ulepić bałwana, nie mówiąc już o tym, że ominęły je wszystkie atrakcje, które dla nich zaplanowałam. Jedynie mlodej udało się w ostatnie dni poszaleć na sankach.


Szkoda mi też siebie, bo gnije z nimi w domu i jedyną atrakcją jest dla mnie wynoszenie śmieci. Korzystając z okazji wyrwania się z domu idę sobie zapalić raz na jakiś czas.

W czwartek Młoda była z babcią na górce pod blokiem ale już w piątek z rana zaczęła kaszleć. 
Znowu😱

W piątek udało nam się zabrać dziewczynki do babci, żeby zmieniły trochę otoczenie, bo to domowe już im się znudziło.

Młoda była na sankach 15-20 minut w piątek i w sobotę. Starsza musiała siedzieć w domu. W sobotę wzięła ostatnią dawkę antybiotyku.

Ja w sobotę wyrwałam się na zakupy. Chciałam buty i coś dla męża na Walentynki. Kupilam jedno i drugie😁

Zrelaksowałam się i odpoczęłam chwilę od dzieci. Wieczorem byliśmy z mężem na mieście🍻 ze znajomymi.

W niedzielę po obiedzie zabraliśmy dziewczyny do sali zabaw żeby choć odrobinę wynagrodzić im nudne domowe ferie.
http://memy.pl/mem_440558_cale_ferie_w_domu

sobota, 20 stycznia 2018

CO JEST NAJGORSZE W BYCIU KURĄ DOMOWĄ?

Wiecie co jest najgorsze w byciu kurą domową?

Nie to, że pracujesz cały dzień, a czasem nawet i w nocy (zwłaszcza przy noworodkach i chorych na wszelakie choroby dzieciach) i nikt Ci nie płaci za to, nawet podstawowej pensji, nie mówiąc już o nadgodzinach, nie  możesz wziąść chorobowego, ani wolego (no chyba, że Twoje dzieci akurat są zdrowe i są w placówkach oświatowych i nie ważne, że masz wtedy tysiące rzeczy do zrobienia bądź załatwienia).

Nie to, że społeczeństwo ma Cię za osobę bezrobotną i za nieroba, który tylko pobiera wszystkie możliwe
świadczenia z urzedu narażając miasto na koszty zamiast wziąść się do jakiejś  roboty i tyrać na podatki.

Nawet nie to, że dzieciorki wstrętne zawsze wlezą do domu w brudnych butach, gdy akurat skończyłaś sprzątać albo wyleją, wysypią, wytytlają coś na świeżo umytej podłodze. Im mimo złości i krzyku człowiek jest w stanie wszystko wybaczyć.

Najgorsze albo najbardziej przykre jest to, że nie docenia Cię Twój własny osobisty mąż, który wie ile w domu robisz i sam jeszcze do niedawna był bezrobotnym "kogutem" domowym i wraz z Tobą dzielił wszystkie obowiązki i nieraz narzekał, że tyle tego i ciągle coś do roboty i nieważne jest, że teraz to wszystko spadło na  Twoje ręce. Że zawsze jest ugotowane, wyprane, wyprasowane i w miarę czysto i że nic zwiazane z dziećmi go nie obchodzi.
On uważa, że Ty nie masz pojecia, co to jest praca, bo nie pracujesz w fabryce jak on, bo noce spędzasz w domu (nawet jak w tygodniu przesypiasz spokojnie tylko kilka nocy, bo w resztę wstajesz do dzieci), bo nie stoisz na nogach całe 8 godzin (i nie ważne, że Ty jesteś na nogach od 5.45 do 22 i siadasz tylko, gdy jesz posiłki albo starasz się pomóc dziecku w lekcjach), bo on ma prawo być chory, zmęczony albo wkur...
Ty nie, bo Ty przecież siedzisz w domu i nie masz pojęcia, co to jest ciężka praca.
Ja nie narzekam, naprawdę!!!!! Cieszę się każdym dniem spędzonym w domu z dziećmi. Cieszę się, że nie muszę widywać ich tylko przez chwilę przed spaniem, bądź z rana przed wyjsciem z domu, że mam czas na czytanie im, zabawę, rozmowę.

Jest mi tylko tak cholernie przykro, że mojego wyboru pozostania w domu nie docenia mąż.
 https://zyciowe.net/4846/patrze_na_to_wszystko_i_tak_jakos_jest_mi_przykro
https://kobietapo30.pl/niedoceniany-zawod-zona-jestesmy-same-sobie-winne/