W tym roku postanowiliśmy zaszaleć.
Wybraliśmy wczasy z biurem podróży RAKSO.
Mieliśmy do wyboru Włochy, które już nieco znamy i widzieliśmy albo nieznaną nam Czarnogóre.
Zdecydowaliśmy, że pojedziemy w nieznane.
Przerażało mnie trochę spakowanie 4 osób do dwóch walizek.
Zajęło mi to praktycznie jeden cały dzień
ale udało się i jestem z siebie bardzo dumna.
Ciuchy spakowane w woreczki i podpisane żeby w hotelu nie wyjmować wszystkiego, ani też nie szukać jednej rzeczy po każdym worku.
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień naszej podróży.
Wyjechaliśmy ok 15.30.
Droga się dłużyła.
Tyłek bolał bardziej z każdą kolejną godziną.
Co pewnie czas były przystanki na siku co powodowało długie kolejki do toalety na postojach.
Niektóre wc były darmowe, za inne trzeba było zapłacić.
Gdy w końcu po 25h godzinach dojechaliśmy na miejsce wszyscy odczuli ulgę.
Wizja słońca, morza i śródziemnomorski klimat sprawiły, że szybko zapomnieliśmy o mało komfortowej podróży.
W hotelu dostaliśmy klucze do naszych pokoi.
Początkowo gdy odebraliśmy nasz klucz byliśmy mile zaskoczeni dużym prysznicem, przestrzenną łazienką, ładnym pokojem oraz balkonem ale zdziwiły nas 2 łóżka.
Okazało się, że u dzieci jest duże łoże więc mają klucz do naszego pokoju, a my do ich.
W tym drugim pokoju było jedno duże łózko, mniejsza łazienka i niesamowity smród, a także pozostałości po poprzednich gościach w postaci talerzy i resztek jedzenia.
Zgłosiliśmy to więc od razu i momentalnie posprzątali nam pokój, a dzieci w tym czasie zaczęły się rozpakowywać.
Po chwili dostaliśmy informację, że pokój jest już wysprzątany.
Gdy weszliśmy faktycznie w nim pachniało, było czysto i świeżo.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy po kąpieli i szybkim rozpakowaniu walizki poczuliśmy, że z łazienki, a dokładnie chyba z kanalizacji znowu okropnie śmierdzi.
Zgłosiliśmy to ponownie.
Przyszły Panie sprzątające, nalały coś do kratek typu Ajax i poszły.
Zeszliśmy do restauracji na kolację, zjedliśmy, wróciliśmy do pokoju, a tam.....
Smród i zacap🤦
Chcieliśmy znaleźć naszego pilota wycieczki ale nigdzie w pobliżu go nie było więc poszliśmy sami do właścicielki hotelu, która siedziała na recepcji i mówimy jaka sprawa (mówimy to raczej za dużo powiedziane, bo to był angielski łamany przez polski, a później to już całkiem po polsku bo zobaczyliśmy, że Pani nieźle rozumie nasz język i sporo po polsku mówi).
Chyba wiedziała mniej więcej jaka jest sytuacja z naszym pokojem, bo znalazł się dla nas.....
góralski domek na przeciwko hotelu z tym, że my mogliśmy korzystać tylko z samego dołu (pokój i łazienka).
Nie powiem, że były jakieś złe warunki.
Wszystko ok ale czy my płaciliśmy za nocleg w Zakopanem ?
Miał być hotel i to 4 gwiazdkowy.
Moim zdaniem tutejsi właściciele hotelów powinni przyjechać do Polski i zobaczyć jakie są standardy w 3 gwiazdkowych hotelach u nas.
Patrząc na polskie realia to w tym naszym 4 gwiazdkowym czarnogórskim hotelu powinniśmy być jak Vipy!
Zapomniałam dodać, że zanim spakowaliśmy walizkę i wynieśliśmy się z pierwszego pokoju Pan Mąż naprawił półkę w łazienkowej szafce.
W góralskiej chatce już na dzień dobry musiał naprawić uchwyt na słuchawkę prysznicową, gdyż słuchawka nie trzymała się na miejscu i pod wpływem ciśnienia wody opadała i chlapała po samych nogach a nawet bardziej po ścianie🤦
Domek był naprawdę ok poza tym, że było w nim trochę ciasno i ruszały się deski sufitowe, gdy lokatorzy z góry poruszali się po swojej podłodze. Do tego słyszeliśmy każdy głos, dźwięk i stukot z góry.
Postanowiliśmy o naszej sytuacji powoedziec pilotów wycieczki.
Okazało się, że cudownie znalazł się dla nas pokój w hotelu.
No i trzeba było znowu pakować walizki na szybko i przenosić się do hotelu.
Tym razem na 3 piętro (pierwszym razem byliśmy na 1 piętrze razem z dziećmi).
Informację dla osób, które wybierają się do naszego hotelu (Sars), winda często nie działa więc my korzystamy tylko i wyłącznie ze schodów, ale że w Polsce mieszkamy na 4 piętrze to chodzenie po schodach na 3 piętro nie jest dla nas wyczynem.
Z windy korzystamy tylko gdy mamy do przetransportowania walizki.
Pokój mieliśmy z widokiem na piękne wzgórze i trochę ulicy ale w niczym nam to nie przeszkadzało.
Z tego pokoju byliśmy zadowoleni ale Pan Mąż oczywiście musiał już coś naprawić!
Tym razem ruszajacą się niemiłosiernie deskę sedesową.
Śmialiśmy się, że powinien się tu zatrudnić jako konserwantor na okres wakacyjny 🤣
W hotelu codziennie są świeże ręczniki, uzupełniany jest papier toaletowy i mydło w kostce takie do umycia rąk, a jednorazowo dają żele pod prysznic kilka sztuk, szampon i odżywka do włosów.
Oczywiście wszystko mieliśmy swoje, poza mydłem, z ich szamponu korzystaliśmy gdy przepierałam rzeczy, a żelu pod prysznic używaliśmy ich póki był 🤣
Pokojów nikt nie sprzątał w trakcie pobytu więc po kilku dniach zrobilił się lekki syf na podłodze. Kurzy też, bo wszystko było muśnięte brudem, szczególnie balkon.
Ale cóż🤷
Teraz o pobycie i odpoczynku....
W sobotę po przeprowadzce do chatki góralskiej zdążyliśmy jeszcze przywitać się z morzem i zaznajomić się z plażą no i zobaczyć przepiękny zachód słońca.
W niedzielę trochę pospaliśmy, a że śniadanie w formie szwedzkiego stołu mieliśmy w godzinach od 7 do 10 to na śniadanie zeszliśmy koło 9.
Co się później okazało, to nie był dobry pomysł z dwóch powodów....
Po 1 jedzenie było lekko przebrane, a kelnerzy w ogóle nie kwapili się żeby cokolwiek donosić
Po 2 plaża o 10 była już tak zatłoczona, że ciężko było znaleźć miejsce na 2 ręczniki i 2 materace😱
Dotarliśmy na tą piękną aczkolwiek zapchaną już turystami i tubylcami plażę.
Udało nam się rozłożyć pod samym murem w dużej odległości od wody.
Najgorsze było przedostanie się od naszych ręczników do wody.
Nie było to możliwe w lini prostej.
Trzeba było lawirować między ręcznikami i parasolami.
Chwilę się smażylismy.
Dzieci oczywiście cały czas praktycznie w wodzie. Morze było dosyć spokojne więc mogły popływać na materacach.
Ja też nawet skusiłam się na kąpiel w jakże zimnej dla mnie wodzie🤣
Wszyscy poza Panem Mężem byli zabezpieczeni kremem z filtrem więc albo w ogóle nas słońce nie chwyciło albo tak tylko delikatnie. Natomiast On poszalał z masełkiem do opalania i jak zwykle spiekł się na skwarkę.
Nie powiem, że wyszedł na tym źle bo wygląda w porównaniu do nas jak murzyn.
Ale co się na cierpiał to jego🤣
W poniedziałek po wczesnym śniadaniu wyruszyliśmy na zwiedzanie Starego Baru.
Naszym przewonikiem była Basia, tubylec, której tato jest Polakiem więc świetnie mówiła łamaną polszczyzną.
Wszystko rozumiała, pomagaliśmy jej czasem odpowiednie słowo znaleźć gdy coś opowiadała ale jej wiedza i poczucie humoru były naprawdę imponujące.
Pokazała nam ruiny starożytnego miasta, które było niegdyś ogromnym centrum handlu.
Było krótko, był czas wolny więc chyba każdy znalazł coś dla siebie.
Próbowaliśmy lokalnego piwa z dodatkiem soku z granatu, a dzieci samego soku.
Wróciliśmy wygłodniali więc zamówiliśmy na własny rachunek w naszej hotelowej restauracji pizze.
Byliśmy obsłużeni jak vipy w odróżnieniu od tego jak jest codziennie gdy traktują nas jak grupę zorganizowaną.
Ogólnie na ulicach jest brudno, leżą śmieci i jedzenie, nie ma żadnej segregacji ani przyczepionych do butelek nakrętek.
Na stołach w naszej restauracji jest chlew.
Jak się coś komus rozleje na śniadaniu, a przychodzimy na obiado-kolację to dalej jest rozlane na stole.
Okruszki leżą.
Masakra.
W Polsce to jest perfecto👌
Wracając do opowiadania to tak się najedliśmy, że praktycznie nikt głodny nie był na obiadokolacji🤣
No ale do śniadania daleko więc trzeba było wszamać ( jakby to Kubuś Puchatek powiedział) jakieś małe co nieco 🤭
A tak apropos jedzenia......
Na śniadanie był szwedzki stół o czym może już wspominałam.
Więc był jeden rodzaj grubo pokrojonej bagietki 🥖 która wg dzieci trochę smakowała chlorem.
Masło w małych papierkach.
Dżem, masło orzechowe, pasztet w małych pojemniczkach.
Makaron 🍝 , risotto 🥘 , ziemniaczki podpieczone, czasem puree, jakby z obiadu🤣
Jajecznica, omlet, naleśniki 🥞 inaczej smakujące niż nasze, ciasteczka z ciasta francuskiego.
Ogórki 🥒 , pomidory, feta, jakaś kapusta poszatkowana, czasem dziwna sałatka nie grecka tylko z majonezem.
Są też różne ciasta typu babka.
Staram się jeść neutralne pokarmy, bez eksperymentów (i bez tego miałam sraczke wieczorami)
W ogóle to przez ostatnich kilka dni stresowałam się czwartkowym całodniowy rejsem po okolicznych wyspach ale o tym później .....
Na obiado-kolacje zawsze są 3 dania
Zupa krem ale rozwodniony Pan Mąż mówi, że z kukurydzy albo coś a la rosół ale mętny i gęstrzy.
Szału nie ma dupy nie urywa, a coś jeść trzeba, a do tego kromki z bagietki tej samej co na śniadanie.
Później drugie danie makaron w sosie albo mięso z risotto lub puree i surówka lub spagetti.
Każdego dnia inne.
Na deser owoc lub kawałek tortu.
Soki i woda zwykła bez ograniczeń.
Wracając znowu do opowieści to wieczorkiem poszliśmy pozwiedzać wybrzeże.
Różne plaże, różne miejsca.
Pieknie i bajecznie.
Ludzie tu żyją inaczej, mam wrażenie, że spokojniej.
Po pracy każdy wali na plażę żeby poleżeć i popływać.
Za to na drodze🤦
Zero jakichkolwiek przepisów.
Porażka.
Pieszego nie przepuszczają.
Jak nie wejdziesz mu pod koła, to się nie zatrzyma.
We wtorek od 8 byliśmy na plaży.
Tłok zdecydowanie mniejszy, miejsce wybraliśmy inne niż ostatnio.
Niestety morze było wzburzone a fale mocne i wysokie.
Podmywało co chwilę brzeg i ludzie zabierali ręczniki coraz to dalej od wody.
Wyglądało to zjawiskowo ale i niebezpiecznie.
Z przerażeniem patrzyłam jak fale nakrywają małe dzieci, które nic sobie z tego nie robiły i dorosłych, którzy w odróżnieniu od dzieci byli przerażeni.
Nasz dziewczyny siedziały na brzegu, szukały ładnych kamyczków, woda muska je po nogach, a co niekiedy nawet po twarzy.
Po powrocie z plaży był szybki prysznic i poszliśmy korzystać z hotelowego basenu, na którym przypiekło mi w końcu dekold i brzuch🤣
Wszyscy pływaliśmy ale dziewczyny bawiły się najlepiej skacząc do wody i nurkując.
Po basenie kolejny prysznic, mycie głowy i obiadokolacja.
Wieczorem oglądaliśmy rodzinnie film z naszego pendrive, u nas pokoju a później raliśmy w gry.
Środa to dzień całodniowej wycieczki i zwiedzanie dwóch miast.
Ponieważ kawa w hotelu jest strasznie niedobra, nie pije jej, co powoduje, że moje oczy w podróży nie współpracują ze mną.
Przespałam całą drogę.
Nie mogłam opanować zamykajacych się oczu.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Kotoru.
Miasto kotów, które można tu spotkać na każdym kroku i traktowane są jak krowy w Indiach.
Legenda głosi, że uratowały miasto przed epidemią dżumy i dlatego do dziś są tu traktowane z godnością.
Spacerowaliśmy urokliwymi ulicami miasteczka i widzieliśmy piękną starówką wpisaną na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Chwilka czasu wolnego i dalsza część wycieczki.
Dojechaliśmy do Cetynii, dawnej stolicy Czarnogóry.
Było to miasto wzniesione ok 600m n.p.m
Krótki spacer i godzinka dla nas na zakup pamiątek i czegoś do zjedzenia na szybko.
Kupiliśmy więc w markecie coś do picia i rogaliki 7days mini no i upragnioną kawę.
To nic że nescaffee i że w puszcze i nawet że late.
Tak mnie pobudziła, że nawet oka nie zmrużyłam w drodze do hotelu.
Ta kofeina miała kopa, trzymała mnie prawie do północy🤣
Czwartek, dzień całodniowego rejsu, który fascynował mnie ale jednocześnie przyprawiał o skręt w żołądku i spędzał mi przez ostatnie noce sen z powiek.
Kto mnie zna to wie, że nie lubię zimna i zimnej wody.
Boję się wody głębokiej i tej na otwartej przestrzeni.
Tej na basenie zresztą też, tam gdzie wiem, że nie czuję pod stopami dna.
Bałam się też choroby morskiej, bo nigdy nie płynęłam żadnym statkiem.
Jedynie małym jachtem na studiach na letnim obozie w Polańczyku, kajakiem co było przerażające (również na obozie) i rowerkiem na Solinie.
Od kilku dni modliłam się o słoneczną i bezwietrzną pogodę.
Wstaliśmy wczesnym rankiem.
Niebo było zasnute chmurami.
Myślę sobie .....
Wypogodzi się może ....
Po śniadaniu wyruszyliśmy do portu w miejscowości Bar.
Na miejscu czekał na nas niewielki, dwupoziomowy statek.
Kapoków nie dawali😱
Aczkolwiek Pan który nas na łódź wprowadzał zawsze wyciągał rękę i służył pomocą w wejściu na łódź bądź co się później okazało i w zejściu z niej.
Czułam się bezpieczniej dzięki temu. Siedziałam na środku żeby jak najmniej kołysało.
Rano wzięłam sobie oczywiście pół aviomarinu i drugie pół dałam Młodej ....tak na wszelki wypadek.
W sumie to całe szczęście, że wzięłam bo jedna Pani siedząca na przeciwko nas wymiotowała🤮 za burtę w trakcie podróży🤷
Morze było spokojne ale niebo pokryte chmurami.
2 pewnym momencie Pan od podawania ręki ubierał na siebie bluzę z długim rękawem i wtedy stwierdziłam, że dziś to ja tu na zmarznę.
Ale nieeeee
Na pierwszym przystanku na wyspie Petrovac już było słonecznie i gorąco.
Po zejściu z łodzi marzyłam tylko o tym....
żeby się wysikać po porannej mrożonej kawie z puszki🤣
Plaża była ładna, ale tłoczna, woda czysta ale zimna.
Mieliśmy tylko godzinę więc Pan Mąż kupił sobie piwo w barze żebyśmy mogli wszyscy skorzystać z toalety.
Pochodziłyśmy tylko po wodzie chwilę, zrobiliśmy kilka zdjęć i trzeba było wracać na statek.
Drugi przystanek to wyspa Świętego Mikołaja tzw Czarnogórskie Hawaje.
Bajeczna, przepiękna, cudowna, kamienista, praktycznie pusta plaża, a woda przejrzysta i nie taka strasznie zimna.
Tam się kąpałam z dziewczynkami, Młoda praktycznie cały czas w wodzie była, a ja z Pierworodną chwilę się opalałysmy, a później znowu nura do wody,
Było bosko💙
Niestety czas wolny szybko zleciał i trzeba było płynąć dalej.
Trzeci przystanek wyspa Budva.
Tam mieliśmy 2h czasu wolnego więc poszliśmy na kawałek pizzy 🍕 i do toalety (tam musiałam poćwiczyć trochę swój angielski bo Młoda zaprotestowała i nie chciała wspomóc matki! Ale nawet mi jakoś wyszło bo to toalety dotarłam i skorzystalam)
Później poszłyśmy na plażę, a Pan Mąż udał się robić zdjęcia widoków.
Plaża z małych kamyków, toczna, a woda chłodna ale przejrzysta.
Tu skupiłam się na opalaniu, ale na koniec weszłam do wody żeby się schłodzić.
O 14.40 wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Zatrzymaliśmy się jeszcze na godzinkę na wyspie Kraljcina Plaza.
Plaża była zaśmiecona ale tylko pewnie z tego względu, że nigdzie nie było kosza, a turyści przypływający tam zostawiali śmieci w jednym miejscu.
Byliśmy już zmęczeni więc siedzieliśmy w cieniu rozmawiając ze współtowarzyszami rejsu, a dziewczyny w wodzie.
To był bardzo udany dzień i niesamowicie żałowałabym gdybyśmy się na ten rejs nie zapisali.
Wszyscy wrócili spieczeni słońcem, oblepieni z soli i zmęczeni ale szczęśliwi.
Obiadokolacja była o 19 więc nawet się nie kąpaliśmy bo nie było czasu.
Zdążyłam rozpakować plecak i rozwiesić mokre reczniki na balkonie.
Po kolacji kąpiel i zakupy na jutrzejsze plażowanie.
Przed spaniem zaglądnęłam do pokoju dzieci żeby je posmarować żelem chłodzący i spakować rzeczy których nie będą już używać bo psychicznie zaczęłam się już szykować do powrotu.
Padliśmy umordowani.
Piątek
To był nasz ostatni dzień w Czarnogórze.
Poranek przywitał nas chłodnym wiatrem (oczywiście nie tak chłodnym jak w tym czasie w Polsce)
Zjedliśmy o 7 śniadanie i wyruszyliśmy na ostatnią słoneczną kąpiel na małą plażę.
Znaleźliśmy miejsce blisko morza. Niestety fale znowu były duże więc dziewczyny chwilę pochodziły po widzie ale szybko się znudziły.
Poleżały na materacach i przed 11 zbieraliśmy się do hotelu.
Byliśmy już zmęczeni słońcem.
Odzyskaliśmy siły po prysznicu i kawie z puszki.
Zrobiliśmy zakupy na drogę powrotną do Polski.
Spakowaliśmy do walizki wszystkie ciuchy i rzeczy których już nie będziemy używać.
Aaaa no i najważniejsze....
Pan Mąż zaskoczył mnie prezentem🎁 z okazji 17 rocznicy naszego ślubu💒
Dostałam dwie przepiękne złote bransoletki na rękę i breloczek na pamiątkę pobytu w Czarnogórze.
Ja zaplanowałam mu niespodziankę na dzień w którym wrócimy do domu, z pomocą mojej SIS i jej partnera życiowego, za co jestem im BARDZO wdzięczna!
Poprosiłam o zamówienie wkrętarki, którą mój Pan Mąż planował sobie kupić po powrocie z wakacji.
Produkt już przyszedł, SIS pięknie go zapakowała i dołączyła bilecik z wierszykiem i dedykacją.
Obiecała, że przed naszym powrotem zaniesie prezent do nas, żeby Pan Mąż miał niespodziankę po wejściu do domu.
Sobota
Pobudka 4.45
Szybka toaleta
Dopakowanie reszty kosmetyków i ciuchów
6.20 walizki wpakowane do autokaru
6.30 śniadanie
6.50 ostatnie korzystanie z wc przed wyjazdem i przeglądnięcie wszystkich szafek czy nie w nich nie zostało
7.00 zdanie kluczy na recepcję
7.10 odjazd spod hotelu Sars
i .......
Googbye Montenegro!
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem by ominąć korki.
Pierwszą granicę Czarnogóry z Serbią przekroczyliśmy szybko.
Przystanki mieliśmy średnio co 3h więc jest możliwość skorzystania z toalety bądź zakupu czegoś na stacji benzynowej.
Przed godz 19 dojechaliśmy na granice Serbii z Węgrami.
Przeszukiwali jedną czy dwie walizki wyrywkowo.
Skanowali dowody, paszporty i nasze twarze.
Niektóre osoby przeszły kontrolę od razu, inne zostały dłużej w celu dodatkowej weryfikacji (w tym nasza Młoda).
Strasznie się denerwowałam czy ona się boi i czy wszystko jest w porządku bo gdy minęliśmy bramki musieliśmy wyjść z budynku, nie mogliśmy wrócić.
W końcu dotarła Młoda i resztę zatrzymanych na dłużej osób.
W końcu po niecałych 2 h opuściliśmy granicę.
Później poszło już szybko.
Do domu przyjechaliśmy po 4 więc podróż trwała niecałe 22h ale była cięższa fizycznie do zniesienia niż ta do Czarnogóry.
W planie było zostawić wszystko, wziąść kąpiel i położyć się choćby na chwilę.
W rzeczywistości gdy weszliśmy do domu, Pan Mąż zobaczył prezent rocznicowy, złożyłam mu życzenia, ale on stwierdził że nie będzie go na razie rozpakowywał.
Zrobiło mi się trochę przykro, bo ja bym nie wytrzymała jakbym nie rozpakowała jakiegoś prezentu od razu.
A on....
Ehhhh
Zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy, z żalu spanie mi przeszło, dzieci szły się kąpać po kolei.
Pierworodna się położyła spać.
A ja za nim się rozpakowałam, wykąpałam i powiesiłam pranie to była godz 8.
Pan Mąż po rozpakowaniu swoich rzeczy zabrał się za rozpakowanie prezentu.
Wyglądał jakby się nie spodziewał, ale chyba był zadowolony!
Na 8.30 poszliśmy do kościoła.
Podczas mszy wyglądaliśmy jak narkomani na haju.
Oczy spuchnięte, czerwone jak po dobrym melanżu.
Mi głowa kilka razy poleciała, gdy tylko na sekundę mrugnęłam powiekami.
Młoda spała na legalu z rozdziawioną buzią.
Pierworodna myślała, że nikt nie widzi, iż ma oczy zamknięte.
Pan Mąż z trudem powstrzymywał powieki przed zamknięciem.
Mieliśmy położyć się zaraz po mszy, ale....
nastawiłam kolejne pranie, bo w przedpokoju piętrzyły się posegregowane kolorami, rzeczy w workach.
A później jeszcze jedno pranie, bo to pierwsze juz wyschło i kolejne🤦
Zrobiłam kawę i skończyłam czytać książkę "PS. Kocham Cię na zawsze", którą już chwilę przetrzymuję i pilnie muszę ją zwrócić.
Ale wiecie co?
Tak sobie teraz myślę
To chyba były moje najlepsze wakacje ever!
To był taki czas, że nie wiedziałam jaki jest dzień tygodnia, ani który z kolei, czasem to nawet nie wiedziałam która godzina 🤷
Totalny chilli out!
Polecam każdemu!
❤️















