czwartek, 22 lutego 2018

RYNCE KUŹWA OPADAJO


Przeżyłam dziś coś, czego przeżyć się niespodziewałam.
Zacznę opowieść od tego, że rano przed wyjściem pierworodnej do szkoły nakazałam jej, że po szkole ma wracać prosto do domu i podkreśliłam jeszcze by wracała chodnikiem, a nie wszystkimi możliwym zaspami.

KROPKA

A teraz proszę Cię osobo czytająca ten wpis, stań się na chwilę mną i poczuj, co ja czułam.
Godz. 12.25 moje dziecko właśnie  kończy lekcje wg.plany lekcji. Biorąc pod uwagę, że idzie na obiad na szkolną stołówkę i że rusza się jak mucha w smole, daje jej czas do godz.13 na powrót do domu.
Godz. 13.05

Stoję w oknie i zastanawiam się ile można jeść obiad.
Godz. 13.10

Zaczynam się denerwować.
Godz. 13.14

Wysyłam sms do koleżanki mojej pierworodnej, z zapytaniem czy jej gdzieś nie widziała.

Sms niestety nie dociera do adresatki z powodu wyłączonego, i jak się później okazało zabranego przez mamę (za karę) telefonu.
Godz. 13.16

Ubieram się w pośpiechu i dosłownie gonię do szkoły jak poparzona, będąc pewna że córka zagadała się np. w szatni.
Gidz. 13.19

Wparowałam do szatni i gdy spojrzałan na jej wieszak zamurowało mnie.

Nie zobaczyłam na nim jej kurtki, co znaczyło że opuściła szkołę.

Zaczęło kręcić mi się w głowie.
Prawie zemdlałam.

Nogi i ręce roztelepały mi się jak galareta.

W popłochu zaczęłam wypytywać jakieś dzieci w szatni czy jej nie widziały.

Pobiegłam na świetlicę. Domyślałam się, że tam jej nie ma. Pytałam czy była i kiedy poszła.

Wybiegłam ze szkoły.

Zaczęłam dzwonić do rodziców jej koleżanek.

Jak na złość nikt nie odbierał.
Goraczkowo zastanawialam się gdzie jej szukac?

Nie miałam pomysłu.

Do kogo dzwonic?

Gdzie szukać pomocy?
Słowo daję, już miałam dzwonić na policje, bo nie potrafilam wymyślić nic innego.
Coś mnie jedak tchnęło i pobiegłam do jednej koleżanki mojej córki.
Pukam...

Słyszę śmiechy.

I wyszeptane: "twoja mama".

Nagle otworzyły się drzwi.

Zobaczyłam tam moją córkę.
Moja wściekłość była nie do opisania.

Myślałam, że para pójdzie mi uszami.

Zapytałam coś w rodzaju: "Czy Ty jesteś mądra? Ja Cię szukam wszędzie, na policję chciałam dzwonić, a Ty sobie w najlepsze siedzisz u koleżanki? Coś Ty sobie myślała?"

Z tego wszystkiego puściły mi nerwy i popłakałam się.
Ton głosu miałam oczywiście lekko podniesiony. Mijali nas jacyś ludzie w drodze powrotnej do domu i może patrzyli się dziwnie. Nie wiem. Całą drogę coś do niej mówiłam .....że jak mogła?.....że prosiłam ją rano......że czekałam w domu.....że wszędzie jej szukałam.......że na policję chciałam dzwonić.
Już po drodze dostała karę, na wszystko co możliwe.

Powiedziałam, że zawiodłam się na niej, straciłam do niej zaufanie.

Bossssheeeee

Jak wpadłam do domu.

Jak się rozdarłam.

Powiedziałam, że będę teraz chodzić z nią do szkoły i odbierać.

Że nie zaufam i nie puszczę jej nigdzie samej.
Do tego wszystkiego wróciła z kompletnie przemoczonymi nogami (buty i skarpetki całe mokre, jakby po wodzie, a nie po śniegu chodziła).

Wspomnę tylko, że dopiero co skończyła 3 antybiotyki i znowu kaszle kuźwa!!!! a chodzenie w mokrych butach raczej nie sprawi, że poczuje się lepiej.
Ręcę K.U.R.W.A opadają😤😡
Ja nie wiem, czy to, co napisałam odzwierciedla sytuację, którą dziś przeżyłam.
Jedno Wam powiem, a nawet napiszę.

Nie życzę nikomu takiego stresu!!!!
Po tym, gdy emocje już opadły temat był wielokrotnie wałkowany.

Rozmawialiśmy z nią i teraz i przed tą całą sytuacją również.

Nigdy nie spodziewałam się, że wywinie mi taki numer.
http://memytutaj.pl/upcoming?page=9704

niedziela, 11 lutego 2018

FERIE W DOMU

Ferie moich dziewczynek dobiegły końca. W planach był wyjazd do babci, a tam różne atrakcje: lodowisko, kino, sala zabaw, spacer i odwiedziny znajomych. Miał to być mile spędzony czas. Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle.

To, że pierworodna była chora już przed feriami, to wiedziałam i zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie przypuszczałam, że jej choroba, aż tak się rozwinie no i że przy okazji rozchoruje sie tez młoda.

Jeszcze w trakcie roku szkolnego pierworodna kaszlała. Wiadomo, nie leciałam od razu do lekarza tylko podawałam jej syrop wykrztuśny przez tydzień. Po czym, gdy kaszel nie ustępował postanowiłam zasięgnąć rady fachowca i zadzwoniłam do lekarza rodzinnego. Miałam robić inhalacje z berodualu i podawac 3 razy dziennie fosidal (pulneo). Gdy to nic nie pomogło, byłam zmuszona iść do lekarza z dzieckiem, ale zanim tam poszłam, koleżanka podsunęła mi pomysł, żebym wzięła skierowanie na mykoplazmę. Badanie to wyszło dodatnie czyli, że jest infekcja. Dostała antybiotyk na ową mykoplazmę, ale  miałam pozwolenie na puszczanie jej do szkoły. To był mój najwiejszy błąd. Młoda między czasie zaczęła kaszleć i goraczkować, wiec przy okazji i ją doktorka zbadała. Okazało się, że młoda ma infekcję gardła. Dostała również antybiotyk, ale inny niż ta starsza. Międzyczasie młoda zaczęła gorączkować znowu i trochę się przestraszyłam, bo było to w trakcie brania antybiotyku. Starsza zaczęła skarżyć się na ból gardła, więc do szkoły w ostatnie dni już nie chodziła. Kolejny raz odwiedziłam lekarza. Młoda miała nadal infekcje gardła i Pani doktor dała na wszelki wypadek inny antybiotyk, ale miałam go podać tylko wtedy, gdyby jej się pogorszyło, albo gdyby była znowu temperatura. Starsza dostała jeszcze antybiotyk na 4 dni, żeby ją doleczyć na mykoplazmę. Jednej i drugiej miałam postawić bańki, bo kaszlały niemiłosiernie. U młodej dr słyszała lekkie szmery z lewej strony, więc bańki wskazane.

Wydawało mi się, że naprawdę im się po bańkach polepszyło. Młodej temperatura nie wróciła, więc nie podawałam jej tego drugiego leku.

Tak pięknie i kolorowo rozpoczęły się ferie moim dzieciom. Dobrze przynajmniej, że pogoda nie sprzyjała zimowym zabawom, to nie było im szkoda, że muszą ten czas spędzić w domu.
Po kilku dniach naszych cudownych😡 domowych ferii pierworodna zaczęła gorączkować, a był to już 13 dzień antybiotykoterapii i znowu nie spałam po nocach denerwując się i zastanawiając, co znowu dzieje się w jej organiźmie. Przez telefon dowiedziałam się od lekarza, że mam jeszcze dzień odczekać, poobserwować, jeśli nic się nie zmieni, to być może będzie konieczne prześwietlenie płuc (przy mykoplaźmie kaszel uderza na płuca, oskrzela) lub pobyt szpitalny. Odczekałam jeden dzień i noc (która chyba była jedną z najdłuższych nocy w moim życiu). Rano poszłam znowu z moimi dzieciorkami do lekarza, gdyż temperatura utrzymywała się całą noc. Młoda gardło miała już zdecydowanie lepsze, ale żeby ją doleczyć miałam podawać jej ten sam lek jeszcze przez 5 dni (czytaj nowa recepta i kolejne wydane pieniadze!!!! A co gorsze kolejna dawka antybiotyku dla dziecka!!!!) Starsza natomiast nabawiła się (być może przez to, że chodziła do szkoły podczas brania antybiotyku) opryszczki, ale na gardle😱 i miała powiększony węzeł chłonny, a ponieważ antybiotyk, który brała był na mykoplazmę, to nie zaleczył nowej infekcji. Sprawił jedynie, że nie odczuwała bólu gardła, bo ostatnio się na nie nie skarżyła. Trzeba było podać nowy antybiotyk na kolejne 10 dni. Muszę przyznać, że tym razem zauważyłam, że naprawdę lek pomógł, bo temperatura pojawiała się już rzadziej i zdecydowanie niższa. Samopoczucie pierworodnej też zdecydowanie się polepszyło.


Powiem Wam, że marzę o tym, żeby te dzieci wreszcie wyzdrowiały. Szkoda mi ich, bo akurat pod koniec pierwszego tygodnia ferii spadł śnieg a one nawet nie mogą iść ulepić bałwana, nie mówiąc już o tym, że ominęły je wszystkie atrakcje, które dla nich zaplanowałam. Jedynie mlodej udało się w ostatnie dni poszaleć na sankach.


Szkoda mi też siebie, bo gnije z nimi w domu i jedyną atrakcją jest dla mnie wynoszenie śmieci. Korzystając z okazji wyrwania się z domu idę sobie zapalić raz na jakiś czas.

W czwartek Młoda była z babcią na górce pod blokiem ale już w piątek z rana zaczęła kaszleć. 
Znowu😱

W piątek udało nam się zabrać dziewczynki do babci, żeby zmieniły trochę otoczenie, bo to domowe już im się znudziło.

Młoda była na sankach 15-20 minut w piątek i w sobotę. Starsza musiała siedzieć w domu. W sobotę wzięła ostatnią dawkę antybiotyku.

Ja w sobotę wyrwałam się na zakupy. Chciałam buty i coś dla męża na Walentynki. Kupilam jedno i drugie😁

Zrelaksowałam się i odpoczęłam chwilę od dzieci. Wieczorem byliśmy z mężem na mieście🍻 ze znajomymi.

W niedzielę po obiedzie zabraliśmy dziewczyny do sali zabaw żeby choć odrobinę wynagrodzić im nudne domowe ferie.
http://memy.pl/mem_440558_cale_ferie_w_domu