To miały być super ferie dla naszych dziewczyn, a tym samym dla mnie.
Miałam już wszystko zaplanowane.
Zabawy na śniegu, którego w tym roku jest wszędzie pod dostatkiem,
wyjście do kina,
ślizgawki,
sala zabaw dla dzieci,
spacery po mieście,
spotkania ze znajomymi.
Zapowiadał się naprawdę fajny tydzień.
W piątek po szkole zawieźliśmy pierworodą do babci, a z młodą pojechaliśmy na wizytę kontrolną do okulisty.
Wróciliśmy pod wieczór, więc młodą ominęły szaleństwa na śniegu.
Pierworodna była na sankach z babcią.
W sobotę udało nam się zbudować dużego bałwana, potarzać w śniegu i pozjeżdżać na sankach, a wieczorem dziewczynki zostały z babcią, a rodzice poszli do znajomych (pierwszy raz od 3 lat wyszliśmy razem bez dzieci).
Fajnie było tak się wyluzować.
W niedzielę w planie była ślizgawka, na którą mieliśmy iść z pierworodną, a młoda z babcią miała iść do sali zabaw.
Niestety plany pokrzyżowała nam gorączka pierworodnej, więc na ślizgawce nie byliśmy.
Poszliśmy z młodą do sali zabaw, bo miała obiecane.
Pierworodna została z babcią w domu.
Myśleliśmy, że temperatura szybko przejdzie i nie będzie trzeba rezygnować z ferii.
Niestety dostała jeszcze kaszel i katar, a gorączka rosła z każdą godziną.
Nasze ferie zakończyły się w poniedziałek późnym wieczorem, gdy wróciliśmy do naszego domu.
Następnego dnia byliśmy z pierworodną u lekarza.
Diagnoza grypa!
Dostała antybiotyk, więc resztę ferii spędzimy w domu.
Tego dnia zaczęłam kaszleć również ja, a następnego dostałam temperatury.
Mąż kupił mi leki, żebym mogła jakoś funkcjonować, ale przyznam się szczerze, że środę miałam wyjętą z życiorysu!!!!
Praktycznie cały dzień przespałam.
Rozsadzało mi głowę i telepało z zimna.
Pierworodnej wreszcie temperatura przeszła.
Mi minęła koło piątku, za to dopadła młodą.
Męczyło ją w dzień i w nocy.
Najgorsza była noc z soboty na niedzielę.
Gorączka prawie nie spadała. Cały czas w granicach 38-39 stopni.
Leki na zbicie podawałam co 4h (na zmiane nurofen forte w syropie i paracetamol w czopkach).
Do tego co jakiś czas budziłam młodą żeby się napiła.
Co chwilę ją też przebierałam, bo bardzo się pociła.
Najgorsze, że miała drgawki.
Strasznie nią rzucało i nie mogłam złapać z nią kontaktu.
Byłam przerażona!!!!
Gdyby nie mąż, to pewnie dzwoniłabym już na pogotowie. To on uspokajał mnie, że to normalne przy wysokiej temperaturze.
Oczywiście kilka nocy praktycznie nie spalam.
Co pół godziny sprawdzałam bądź mierzyłam temperaturę, zmieniałam zimne okłady na czole małej i modliłam się, żeby to się wreszcie skończyło.
W niedzielę wszystko minęło.
Został tylko kaszel u pierworodnej i u mnie, ale i tak o feriach możemy już zapomnieć!!!
Choroba oszczędziła tylko mojego męża.
Może to i dobrze, bo ktoś musi to wszystko jakoś ogarnąć.
Ja póki co nie mam jeszcze siły.
poniedziałek, 23 stycznia 2017
czwartek, 19 stycznia 2017
COLOBOMA I ASTYGMATYZM
Opowiem Wam dziś o chorobie naszej młodej latorośli.
Ok 3 lata temu, niecały miesiąc po narodzinach naszej córki mąż zauważył, że źrenica lewego oczka wygląda inaczej niż druga.
Mianowicie kształtem przypominała łezkę, tyle że odwróconą, a na zdjęciach robionych młodej, zamiast czerwonego błysku był biały.
Od razu wpadliśmy w panikę.
U mnie polegała ona na głównie na płaczu i modlitwie.
U męża objawiała się godzinami spędzonymi w internecie.
Gdzie by nie wpisał biały błysk oka wszędzie wyskakiwało SIATKÓWCZAK!!!!!! NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY OKA!!!!!
Od razu zarejestrowaliśmy młodą na badanie dna oka i przezciemiączkowe usg głowy oraz do neurologa.
Oczywiście czas oczekiwania na wizytę w każdym gabinecie bardzo odległy. Nikt nie ciał nas przyjąć na dniach.
Na szczęście udało się znaleźć termin za 2 tygodnie.
To były BARDZO długie 2 tygodnie.
Badanie dna oka u takiego maluszka to KOSZMAR!!!!
Miesięcznemu dziecku zakładają klamerki na oba oczka, żeby nie mogło ich zamknąć, po czym dają krople do oczu, przy równoczesnym niemiłosiernym płaczu dziecka.
Następnie ściągają klamry i wychodzi się z dzieckiem z gabinetu.
I tak chyba dwa razy.
Za trzecim razem znowu zakładają klamry i badają oczko.
Ok 3 lata temu, niecały miesiąc po narodzinach naszej córki mąż zauważył, że źrenica lewego oczka wygląda inaczej niż druga.
Mianowicie kształtem przypominała łezkę, tyle że odwróconą, a na zdjęciach robionych młodej, zamiast czerwonego błysku był biały.
Od razu wpadliśmy w panikę.
U mnie polegała ona na głównie na płaczu i modlitwie.
U męża objawiała się godzinami spędzonymi w internecie.
Gdzie by nie wpisał biały błysk oka wszędzie wyskakiwało SIATKÓWCZAK!!!!!! NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY OKA!!!!!
Od razu zarejestrowaliśmy młodą na badanie dna oka i przezciemiączkowe usg głowy oraz do neurologa.
Oczywiście czas oczekiwania na wizytę w każdym gabinecie bardzo odległy. Nikt nie ciał nas przyjąć na dniach.
Na szczęście udało się znaleźć termin za 2 tygodnie.
To były BARDZO długie 2 tygodnie.
Badanie dna oka u takiego maluszka to KOSZMAR!!!!
Miesięcznemu dziecku zakładają klamerki na oba oczka, żeby nie mogło ich zamknąć, po czym dają krople do oczu, przy równoczesnym niemiłosiernym płaczu dziecka.
Następnie ściągają klamry i wychodzi się z dzieckiem z gabinetu.
I tak chyba dwa razy.
Za trzecim razem znowu zakładają klamry i badają oczko.
Na badaniu wyszło, że lewa źrenica jest pionowo owalna, że w oczku ma wywinięty listek barwnikowy tęczówki w kwadrancie dolnym, coloboma siatkówki i naczyniówki (i stąd biały tzw koci błysk w lewym oczku).
Pani doktor zapewniła nas i uspokoiła, że to nie siatkówczak.
Wada młodej jest wrodzona i nieuleczalna.
Mieliśmy kontrolować wzrok co pół roku.
Usg przezciemiączkowe wyszło prawidłowo i badanie neurologiczne też.
Międzyczasie złożyliśmy wniosek na orzeczenie o stopniu niepełnosprawności dla młodej.
Po komisji dostaliśmy orzeczenie i kartę parkingową.
Od tamtej pory dwa razy do roku wstawiamy się u okulisty.
W tamtym roku Pani doktor zauważyła u młodej astygmatyzm, ale ponieważ dosyć dobrze radziła sobie w rozpoznawaniu znaczków na tablicy Pani dr powiedziała, że na razie nic z tym nie robimy.
Kilka dni temu była kolejna wizyta.
Tym razem można było zauważyć, że młoda zaczęła mieć problemy z mniejszymi znakami.
Gdy Pani doktor zakładała jej na metalowe okularki szkła korygujące, od razu bez problemu odnajdywała znaki, o które doktorka pytała.
Wizytę zakończyliśmy z receptą na okularki, drugą na atropinę, którą będziemy musieli podawac do oczek młodej przed kolejnym badaniem za pół roku i portfelem szczuplejszym o 400zł :(
Okulary, które od razu kupiliśmy nie naprawią wzroku młodej. Mogą tylko sprawić, że wada nie będzie się powiększać, bądź spowolni jej rozwój.
| http://www.oobe.pl/park/lofiversion/index.php?t5277-1750.html |
wtorek, 17 stycznia 2017
NOWEGO HOBBY CIĄG DALSZY
Myślałam, że z tymi paznokciami pójdzie mi jakoś lepiej.
Aspiracje miałam duże jednak chętnych brak, a na swoich własnych paznokciach nie wszystko potrafię sobie zrobić.
Póki co wrzucam fotki z tego, co dotychczas udało mi się stworzyć :)
Aspiracje miałam duże jednak chętnych brak, a na swoich własnych paznokciach nie wszystko potrafię sobie zrobić.
Póki co wrzucam fotki z tego, co dotychczas udało mi się stworzyć :)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)












